Z Wieliczki do ... Dalmacja |
Autor |
Wiadomość |
solniak
Gallus gallus
Pomogła: 2 razy Wiek: 24 Dołączyła: 18 Lip 2007 Posty: 3238 Skąd: z internetu
|
Wysłany: 21-10-2011, 17:59 Z Wieliczki do ... Dalmacja
|
|
|
Plan jest prosty: tydzień w Słowenii (Alpy) i tydzień w Dalmacji. Po pobycie rok temu w Istrii, mamy chęć zobaczyć jakiś nowy kraj - stąd wycofuję się z początkowego pomysłu na 2 tygodnie w Dalamcji.
Kupuje mapę Słowenii i przewodniki, przez 4 dni opracowuję, co byśmy chcieli zobaczyć i potem czekamy. Na co? Na pogodę oczywiście: pogodę w Słowenii.
Patrzę na BBC weather - w Słowenii pada. Patrzę kolejny dzień: pada. Następnego ranka: duże zachmurzenie. I tak mija dzień po dniu. Czas ucieka i zapada decyzja. Wracamy do oryginalnego planu i jedziemy do Dalmacji na 2 tygodnie.
Sprawa pogody jest o tyle istotna, że jedziemy pod namiot. Jest kryzys i trzeba trochę pieniędzy zaoszczędzić i ... odzyskać to, co się zainwestowało w namioty, karimaty, butlę gazową, itp. Ponadto trzeba chronić dziedzictwo narodowe, czyli podtrzymywać stereotyp oszczędnego krakusa.
Wyjeżdżamy późno, niemal w południe, bo chcieliśmy się dobrze wyspać. My, czyli ja, Moje Lepsza (Połowa), Mała 7-latka i Mały 10-latek.
Przejazd przez Słowację jest już trochę nudny. Mamy ją dobrze zjeżdżoną. Jedynie w Bańskiej Bystrzycy musimy uważać, aby nie wjechać na autostradę, która łączy ją ze Zwoleniem. W tym celu szukamy zjazdu na dworzec Radwan, gdzie zaczyna się bezpłatna równoległa droga do Zwolenia. Jedzie się może 10 minut dłużej, a w kieszeni zostaje jakieś 35 zł za winietkę.
Zawsze widząc te puste przestrzenie Słowacji przychodzi mi myśl o wielkiej niesprawiedliwości: 5 milionów Słowaków i taaaakie niezaludnione tereny. Niepotrzebnie wstapiliśmy do Unii - teraz trochę niezręcznie byłoby napaść na Słowację...
Z internetu wynikało, że zastaniemy kemping w miejscowości Leanyfalu, sąsiadującej z pierwszym celem naszej wycieczki, węgierskim miastem artystów Szentendre.
Po 6,5 godzinach jazdy z Krakowa (plus postoje) przyjeżdżamy do Leanyfalu - 15 minut i identyfikujemy miejsce gdzie miał być kemping. Zapuszczony trawą i krzakami teren położony nad samym Dunajem, zabite deskami okna, świadczą, że ten kemping ma swoje lata świetności za sobą. Wysnuwam wniosek, że za komuny Węgrzy nie mieli gdzie za bardzo wyjeżdżać za granicę i duża liczba kempingów miała swoje uzasadnienie, a teraz nie zarobiłyby na siebie.
Jedziemy zatem do samego Szentendre, gdzie szybko znajdujemy kolejny kemping. Za nasze 4 osoby, namiot i auto, biorą mniej więcej 5600 forintów; brzmi strasznie, ale to mniej więcej 87 zł za noc.
Te namioty rozkłada się w 10 sekund, a składa się w ..., no cóż, jeśli poćwiczyłeś w domu, to w 30 sekund, jeśli nie, to możesz spędzić z godzinę na poznawaniu jego konstrukcyjnych tajników...
Kemping okazuje się z kategorii familijnych: nad sanitariami pająki wielkości dłoni zawieszone są całymi rodzinami. Również załatwianie potrzeb fizjologicznych toczy się w rodzinnej atmosferze - bo skoro bezpośrednio nad ubikacjami nie ma dachu, tylko jest zawieszony powyżej - to kilku sąsiadujących ze sobą kabinami facetów, potrafi stworzyć niezły rodzinny koncert.
Rozbijamy się szybko, i 20:30 ruszamy do miasta. Auto zostawiamy na kempingu i po 15 minutach marszu jesteśmy już w zabytkowym centrum. Górujący nad miastem kościół wygląda urokliwie:
Jedyne życie toczy się w knajpach położonych nad Dunajem. Włazimy w labirynt uliczek, gdzie nasz spacer bywa czasami zakłócany zapachem moczu. Trochę surrealistyczne graffiti na jednej z fasad ładnie wpisuje się w nocny klimat:
Kto mówi, że węgierski jest trudny?:
A tu dla porównania ten sam zaułek cyknięty noca i następnego dnia rano:
Rankiem budzi nas deszcz, który jednak po śniadaniu przechodzi (Jeśli tu często pada rano, to może dlatego Wegrzy piją alkohol zasadniczo rano? (źródło: Makłowicz)
Kto był pod namiotem, ten wie, jak bardzo buduje dobry nastrój deszcz o poranku.
Zwijamy się jednak szybko, opuszczamy kemping, parkujemy przed strefa płatnego parkowania i znowu ruszamy do centrum. (Rada: nigdy nie pytaj się tubylców gdzie konczy się strefa parkowania. Zawsze podają stare lub niedokładne informacje.)
Śniadanie kończymy w parku po drodze (pyszne dzikie morelki!), gdzie kontemplujemy faceta ćwiczacego surfing na krowie. No dobra, na byku.
Obok inna muza: kręcą film. Musimy sie zatrzymać, aby nie zepsuć sceny.
Jak filmu nie rozumiemy, to używamy zwrotu "czeski film", a chyba o wiele adekwatniejsze byłoby "węgierski film".
Przelatuję w myslach mój kontakt z węgierskim filmem - czy ktoś pamięta "Abigail"?
Skojarzenia z "Abigail" są oczywiście wzmocnione, gdy natykamy się na sklep blue-dyer'a ("barwnikarza na niebiesko" (?), a w nim chrakterystyczne niebieskie szkolne sukienki:
Miejscami Szentendre ma trochę śródziemnomorski charakter, choć ogólnie jestem rozczarowany - w całym mieście wszystko jest rozkopane lub remontowane, czego nie bylo tak widać nocą. Hmmm, "Węgry w budowie".
Ichniejsze Krupówki - podobno miasto odwiedza milion turystów rocznie:
Szentendre założyli Rzymianie w I w. (Możemy żałować, że Rzymianom nie chciało się iść dalej na północ i podbić terenów Polski...) Z czasem stało się miastem Serbów, którzy uciekali tu przed Turkami. Do dziś żyje kilkudziesięciu Serbów, którzy 19 sierpnia mają odpust w prawosławnej katedrze (razem kościołów, cerkwi i synagog jest tu siedem, a synagoga jest podobno najmniejszą czynną na świecie). Po serbsku miasto nazywało się Szveti Ondrej, ale zapewne wszyscy już i tak wcześniej się domyslili, że Szentendre, to Święty Andrzej. Oprócz Serbów mieszkali tu Niemcy, Grecy, luterańscy Słowacy i katoliccy Chorwaci - czyli niezła wieża Babel. Aha, no i Węgrzy...
W XIX wieku miasto podupadło, bo nie mogło wytrzymać konkurencji Budapesztu, a choroba zniszczyła plantacje winorośli. Na szczęście na początku XX wieku zaczęli napływać artyści, oczarowani barokowo -średniowiecznym klimatem miasteczka.Zainteresowani sztuką mogą tu oglądnąć muzeum ceramiki, muzeum sztuki serbskiego prawosławia, kilkanaście muzeów węgierskich artystów. Szentendre jest miastem galerii (tak jak Santa Fe w USA, czy Groznjan w Chorwacji i chyba (dawno tam nie byłem...)Kazimierz w Polsce. Podobno jest tu ponad sto pracowni artystycznych:
Ze względu na dzieci, raczej niż do galerii, udajemy się kontemplować kicz do muzeum marcepanu (3000 forintów - ok. 47 zł - wszystkie podawane tu ceny sa za 2 dorosłych i 2 dzieci). Muzeum udowadnia, że z macepanu można zrobić wszystko:
Marcepan, czyli prażone migdały, cukier i olejek migdałowy, staje się plastyczny już pod wpływem dłoni. Okolice Budapesztu akurat znane są z upraw migdałów. Na Węgrzech jest co chwila muzeum marcepanu, gdyż produkt ten sprowadzili do Europy Turcy, którzy przez kilka wieków zajmowali te tereny. Spadek popularności marcepanu spowodował czekolada. (A co spowoduje upadek czekolady?)
Parlament udał się całkiem ładnie (pamiętajcie, że wstęp do tego prawdziwego jest darmowy dla obywateli UE - weźcie paszport!):
Tabliczki przy marcepanowach dziełach, zwykle mówią ile trwała robota i ile waży "obiekt":
A tą postać znacie? Powinniście!
Wujaszek Bem pieczętował przyjaźń polsko-węgierską, choć jak poczyta się historię, to wychodzi, że Węgrzy nieźle dawali popalić Słowianom razem z Austriakami:
Kontynuuję myśl o tym, że Wegrzy w ramach Austro-Węgier nie dały powodu Słowianom, aby sie lubić: zajęto ziemie polskie, czeskie, słowackie, serbskie, chorawckie i słoweńskie. Wegrzy nie byli pionkiem, jakby się wydawało, i jak mówi wikipedia "zwolennicy oderwania się od Austrii stanowili na Węgrzech znikomą mniejszość. Rządząca na Węgrzech arystokracja widziała w silnych związkach z Wiedniem (a potem i z Berlinem) nie tylko skuteczny środek do obrony własnego stanu posiadania, a także ochronę przed ewentualnymi powstaniami mniejszości narodowych stanowiących połowę ludności kraju."
Wychodząc, w muzealnym "shopie", kupujemy rózne odmiany marcepanu, którymi skutecznie będziemy wzmacniać dobre zachowanie naszych pociech.
Jeszcze rzut okiem na Dunaj:
...jeszcze jedno zdjęcie oryginalnej kapliczce (winorośl jasno oddaje profesję mieszkańców):
...i ruszamy na drugi koniec Wegier. (Na następny raz zostawiamy sobie leżące tuż obok Wyszehrad i największy na Węgrzech skansen). Unikając korków jedziemy drugorzędnymi drogami powyżej Balatonu. Omijamy autostrady, aby nie musieć kupować winietki. W praktyce oznacza to, że przejazd przez Węgry wydłuża sie o jakąś godzinę. Drogi są w bardzo dobrym stanie, puste, i często można rozwinąć bezpiecznie prędkość 90-120 km. (Nie należy sie przejmować znakami straszącymi winietkami - dotyczą ciężarówek) . W nagrodę dostajemy takie widoki:
Wegierskie bydło, jak widać poniżej, wciąż; ma się dobrze i żyje
nie tylko w skansenach dla turystów:
Pod wieczór docieramy na skraj Węgier, do Nagykanizsa , na kolejny kemping (http://www.nyirfascamping.fw.hu ). Nieduży, trawiasty i tani ...... Jedyną wadą jest kolonia węgierskich gimnazjalistów. Wkrótce podjeżdżają jeszcze 3 campery z Włochami. Wszyskie panie puszyste, jak na Włoszki przystało, po wyjściu zaczynają rozmowę o kolacji. Mógłbym się dołaczyć ze swoim włoskim (penne, tagiatella, risotto), ale rezygnuję. Skoro panie do garów, to panowie-makaroniarze zebrali się w osobna grupkę, ale temat ich rozmowy pozostał dla mnie tajemnicą.
Udaję się do ubikacji z zamiarem pokonania zatwardzenia. Kibelek ma dobre własciwości akustyczne - jest to ubikacja typu monofonicznego (odgłosy fizjologiczne wedrują zasadniczo w jedną stronę) - część męska nie jest oddzielona ścianą od kobiecych łazienek Po drugiej stronie grupa wegierskich nastolatek-kolonistek myje włosy, suszy je, gada, dzwoni, gada, i znowu gada. Nie ma co czekać...
Moja Lepsza Połowa też ma w ubikacji przygodę. Jedna z kolonistek pyta sie jej" English?". Moja Lepsza, myśląc, że to skrót pytania "Do you speak English?", odpowiada "Yes", na co młoda Wegierka z dumą wali się pięścią w pierś i mówi, "I, Magyar". Potem razem z Moja Lepszą ćwiczymy jak ten gest i słowa brzmią z innymi narodowościami "I, Rom", "I, Eskimos" - też nieźle...
Idziemy spać. |
_________________ Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. " |
Ostatnio zmieniony przez solniak 16-02-2012, 19:20, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Piotrex
Mina Obiezyswiat
Osiedle: wies
Pomógł: 1 raz Wiek: 96 Dołączył: 08 Mar 2009 Posty: 1447 Skąd: Wieliczka i okolice
|
Wysłany: 21-10-2011, 19:10
|
|
|
Rewelacja ! |
|
|
|
|
master7
Hysinbold
Osiedle: Zdrojowe
Pomógł: 3 razy Wiek: 51 Dołączył: 07 Gru 2006 Posty: 3885 Skąd: Wieliczka
|
|
|
|
|
ArturSosin
Nadszybie
Pomógł: 20 razy Dołączył: 11 Lut 2009 Posty: 4295
|
Wysłany: 22-10-2011, 08:30
|
|
|
Potwierdzam. Wspaniala przyroda, lasy, jeziora, wodospady i wszedzie pusto. Ludzie, ktorych mialem przyjemnosc spotkac bardzo mili. I pamietam fantastyczne jedzenie. Oczywiscie nie w wersji budzetowej |
|
|
|
|
solniak
Gallus gallus
Pomogła: 2 razy Wiek: 24 Dołączyła: 18 Lip 2007 Posty: 3238 Skąd: z internetu
|
Wysłany: 22-10-2011, 08:47
|
|
|
ArturSosin napisał/a: | i wszedzie pusto. |
:?: Ty chyba niewidomy jesteś. |
_________________ Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. " |
|
|
|
|
Tsubasa
Osiedle: Lekarka
Pomógł: 13 razy Wiek: 44 Dołączył: 01 Mar 2007 Posty: 3871 Skąd: Wieliczka
|
Wysłany: 22-10-2011, 08:50
|
|
|
a orientujecie się czy gdzieś z Chorwacji kursują promy na Korfu? |
_________________ Czy to prawda, że w Polsce już widać na horyzoncie dobrobyt?
Prawda - horyzont według definicji to wyimaginowana linia, która oddala się w miarę zbliżania
--------------------------------------------------------
www.nano-reef.pl - bo małe jest piękne |
|
|
|
|
ArturSosin
Nadszybie
Pomógł: 20 razy Dołączył: 11 Lut 2009 Posty: 4295
|
Wysłany: 22-10-2011, 10:38
|
|
|
solniak napisał/a: | Ty chyba niewidomy jesteś | Moze. A moze tez miejsca naszych lokacji dzieli przepasc ekonomiczna. Nie mowie o miastach a o wypadach w plener. Maribor-tam bylo najludniej bo wlaczylismy sie w jakis zlot rowerowy. Bled, Bovec i pare innych -pustki, hotele od reki. Postojna-tam z 30 min czekania. Wyjscie do zrodla wodospadu Boca-ani jednej osoby. Wszystko to dzialo sie w sierpniu. |
|
|
|
|
ArturSosin
Nadszybie
Pomógł: 20 razy Dołączył: 11 Lut 2009 Posty: 4295
|
Wysłany: 22-10-2011, 10:41
|
|
|
Tsubasa napisał/a: | z Chorwacji kursują promy na Korfu | Z Dubrownika do Bari. Z Bari na Korfu. |
|
|
|
|
solniak
Gallus gallus
Pomogła: 2 razy Wiek: 24 Dołączyła: 18 Lip 2007 Posty: 3238 Skąd: z internetu
|
Wysłany: 22-10-2011, 13:04
|
|
|
ArturSosin napisał/a: | solniak napisał/a:
Ty chyba niewidomy jesteś
Moze. A moze tez miejsca naszych lokacji dzieli przepasc ekonomiczna. Nie mowie o miastach a o wypadach w plener. Maribor-tam bylo najludniej bo wlaczylismy sie w jakis zlot rowerowy. Bled, Bovec i pare innych -pustki, hotele od reki. Postojna-tam z 30 min czekania. Wyjscie do zrodla wodospadu Boca-ani jednej osoby. Wszystko to dzialo sie w sierpniu. |
A bo Ty o Słowenii, a ja myślałem, że o Chorwacji...
Tsubasa napisał/a: | a orientujecie się czy gdzieś z Chorwacji kursują promy na Korfu? |
Jeśli to miałaby być chorwacka linia, to wrzuć w google "Jadrolinia". Może mają. |
_________________ Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. " |
|
|
|
|
ArturSosin
Nadszybie
Pomógł: 20 razy Dołączył: 11 Lut 2009 Posty: 4295
|
Wysłany: 22-10-2011, 14:52
|
|
|
solniak napisał/a: | o Chorwacji... | No tak. Chorwacja to teraz w wiekszosci miejscowosci gorzej niz u nas na odpuscie. Kiedys tu podawalem link do Drasnic na Makarskiej gdzie bylem. Jedno z niewielu miejsc gdzie ta masowka nie dotarla. Jeden hotel, jeden sklep, jeden stol z owocami, zadnych kramow. Teraz mialem wyskoczyc do Czarnogory zobaczyc jak tam wyglada ale mnie sprawy zatrzymaly na miejscu. |
|
|
|
|
solniak
Gallus gallus
Pomogła: 2 razy Wiek: 24 Dołączyła: 18 Lip 2007 Posty: 3238 Skąd: z internetu
|
Wysłany: 22-10-2011, 15:10
|
|
|
ArturSosin napisał/a: | Makarskiej |
A kiedy tam byłeś? Bo teraz to stolica polskich turystów za granica...
ArturSosin napisał/a: | do Czarnogory zobaczyc jak tam wyglada |
Wzdłuż wybrzeża podobno jeszcze gorzej niż w Chrowacji. Ale koniecznie musisz na rafting po Tarze w górach Durmitoru. Podobno drugi pod względem wielkości kanion na świecie. Jak mi sie uda to pewnie za rok tam trafię. |
_________________ Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. " |
|
|
|
|
ArturSosin
Nadszybie
Pomógł: 20 razy Dołączył: 11 Lut 2009 Posty: 4295
|
Wysłany: 22-10-2011, 15:31
|
|
|
solniak napisał/a: | A kiedy tam byłeś? | W tym miejscu 2 razy. Pierwszy z 8 lat temu, drugi w tym roku. Przybylo cos na ksztalt fontanny i tyle. Nawet ekspedientki w sklepie te same Ale juz w sasiednich miescinach dramat; Makarska, Podgora wieczorami trudne wrecz do przejscia. Staram sie tak z raz w roku wyskoczyc ponurkowac ale coraz mniej to atrakcyjne.
Ten rafting brzmi ciekawie. Znajomy ma tam zakontraktowany hotel tylko teraz nie pamietam jak sie miejscowosc nazywa. |
|
|
|
|
solniak
Gallus gallus
Pomogła: 2 razy Wiek: 24 Dołączyła: 18 Lip 2007 Posty: 3238 Skąd: z internetu
|
Wysłany: 23-10-2011, 06:52
|
|
|
Rano budzi nas deszcz. Znowu. W Polsce także padało przed wyjazdem przez kilka dni, a wczoraj padało w Szentendre. Serdecznie mamy już dosyć deszczu. Co gorsza dziś ten deszcze nie przestaje padać, a my mamy w planach dostać się w okolice Szybenika (dalej unikając autostrad) - co daje ponad 8 godzin samej jazdy. Skoro deszcze nie ustepuja, to ja muszę. Decyduję się bohatersko poświęcić swoją suchość i zwinąć namioty oraz poprzenosić wszystko do bagażnika, aby reszta rodziny mogła wejść do auta suchą nogą.
Już po minucie jestem mokry. Tata Makaron, Mama Makaron i Córka Makaron obserwują mnie przez okienko w camperze. "Czekajcie, to my, Polacy, przetrwamy kolejną wojną jak wybuchnie!" - pocieszam się wnętrznie, odgarniając wodę z powiek i wylewając ją z uszu.
Przy okazji o mały włos nie dochodzi do tragedii: odkrywam, że nie mam kabelka, którym zgrywam zdjęcia z aparatu na laptopa. Oprócz deszczu zalewa mnie czarna rozpacz i przekopuję wszystko do góry nogami, aby się upewnić. Właściwie to już pływam po bagażach, a kabelka nie ma. Zamykam oczy i widzę go, jak sobie leży przygotowany do drogi na stoliku w domu, 600 kilometrów stąd. Po pierwszym szoku szukam alternatywnych rozwiązań: wracać do domu (Moja Lepsza Połowa jest przeciwna), kupić nową kartę pamięci (ale przy tej ilości zdjęć co cykam, to chyba kilka będzie potrzeba), zgrywać je w zakładach foto (kłopotliwe - czasami jeden dzień wystarczy by moją obecną kartę pamięci zapełnić), próbować kupić kabelek. Wybieram to ostatnie, choć obawiam się, że jest jakiś nietypowy i nie będzie łatwo go kupić.
Ruszamy na Letenye i bez większych problemów odnajdujemy przejście drogowe dla nie-autostradowców. Krótki rzut oka celnika Chorwata w dokumenty i jesteśmy w Chorwacji. Przedzieramy się przez deszcz, a mnie kołacze sie po głowie kabelek. W Cakovec dostrzegamy centrum handlowe i zjeżdżamy do niego. Znajduję coś na kształt nie-dla-idio*tów, tylko sporo mniejsze i z nadzieją pytam o kabelek pokazując mojego małego canonka. Pierwszy, młody sprzedawca, kiwa przecząco głową (mi się słabo robi), ale drugi, z miną starego wygi, bierze mi aparat z ręki, wlecze gdzieś w kierunku półek i po chwili triumfalnie przynosi co trzeba. Kabelek okazał się typowy!
Wychodzimy z nie-dla-idio*tów w pełni szczęścia, a tu "niespodzianka": deszcz, deszcz, deszcz. Zapada decyzja: wyłożymy na autostradę troche pieniązków i za 4-5 godzin będziemy w Dalmacji, bo jak każdy wie "It Never Rains In Southern ... Dalamtia" (http://youtu.be/-pyC7WnvLT4)
Jak pomyślał tak zrobił. Tylko przy dojeżdzie do autrostrady jeszcze mała przygoda. Za te kilka monet co mi zostały z poprzedniego roku w Istrii postanawiam kupić bułki w piekarni. Pani pięknie nabija mi 8,40 na kasie, więc daję jej 10 lip. Ona czeka i patrzy się na mnie. Ja też czekam i patrzę się na nią. Jak za długo sobie tak patrzymy, to zaczynam myśleć: może to nie jest tak, że 1 lipa równa się 100 maslinkom? (Na jednej z monet pisało "maslinka"...) Mam dobrą, ale krótka pamięć, więc takie skojarzenie mi ostało po ostatnim pobycie w Istrii. Błędne skojarzenie. Eureka: 1 kuna to 100 lip! Na szczęscie kilka kun też miałem, więc zaspokoiliśmy finansowe roszczenia pani ekspedeintki, ale wyszedłem z palącym pytaniem: w takim razie co to jest na chollerna maslinka? Po kilku dniach sprawa się wyklarowała, ze maslinka, (z niewiadomowego powodu, bo podobno słowiańskie języki sa podobne), to oliwka . Jest taki program na Discovery: "Idio*ta za granicą" - ciekawe kiedy mają nowy casting...
Pod wieczór, 15 km za Szybenikiem i za wioską Grebastica (jedyna zaznaczona w tym regionie na google.maps.pl) docieramy na Camp Tomas (http://www.camp-tomas.com). Własciciel(?) informuje nas, że z całych trzydziestu działek, zostało mu tylko jedno wolne miejsce. Zerkam jeszcze na sąsiedni kemping, równie mały, gdzie okazuje się, że nie ma w ogóle żadnego miejsca. No to skoro mamy wybierać, to wybieramy to jedno. (Kemping został wypatrzony na internecie w wątku o tanich kempingach [przepraszam - umówmy się - to była economy class - 124 kuny za noc, czyli jakies 70 zł, licząc po 0,56 zł za 1 kunę ]) .W zapasie miałem jeszcze kilka innych opcji w pobliżu 50 kilometrów. Z kronikarskiego obowiązku odnotujmy: od wjazdu z okolic Cakovca do Szybenika zapłaciliśmy za autostradę 135 kun (około 75zł).
Camp Tomas jest położony na skarpach wzmocnionych kamieniami pośród sosenek. Parcele są ciasne, są też problemy z zaparkowaniem auta. Mam wątpliwości co do swojego hamulca ręcznego, więc zostawiam auto na noc na biegu, a dodatkowo blokuję wszystkie koła kamieniami. W ten sposób unikam w nocy koszmarów o Skodzie-amfibii, bo 50 metrów w dół jest morze i auto mogłoby się swobodnie stoczyć, (z kolei 50 metrów u góry jest Jadranska Magistrala, którą przyjechaliśmy, a z której inne auto może się stoczyć na nas.)
A oto nasz apartament na Camp Tomas. Drugi namiot przysłoniła zielona osłona plażowa, gdzie trzymaliśmy trochę betów:
Właściciel - miło z jego strony - podrzucił nam krzesełka, widząc, że zutylizowaliśmy do siedzenia leżace obok pustaki. Ziemia w około kamienista i przydał sie zabrany z domu młotek, aby wbijać śledzie. No i faktycznie jest słoneczko: już za Zagrzebiem się zaczęło i nie skończyło do końca naszego pobytu.
Młody z młodą szybko wypatrzyli w zaroślach i kamykach jakieś białko zwierzęce, jak ta modliszka, rozgwiazda i gigant-osa:
Rzut oka na morze, a właściwie na zatokę i można iśc spać. (Aha, plaża
mała z dużymi głazami, o które można się nieźle walnąć jak sie brodzi
blisko brzegu.)
I tak, dzień trzeci, szczęśliwie, dobiegł końca.
|
_________________ Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. " |
Ostatnio zmieniony przez solniak 16-02-2012, 19:26, w całości zmieniany 4 razy |
|
|
|
|
master7
Hysinbold
Osiedle: Zdrojowe
Pomógł: 3 razy Wiek: 51 Dołączył: 07 Gru 2006 Posty: 3885 Skąd: Wieliczka
|
|
|
|
|
solniak
Gallus gallus
Pomogła: 2 razy Wiek: 24 Dołączyła: 18 Lip 2007 Posty: 3238 Skąd: z internetu
|
Wysłany: 24-10-2011, 07:17
|
|
|
Jak jest cos naprawde ładnego, to będzie koło 200 zapewne. |
_________________ Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. " |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
| Strona wygenerowana w 0,22 sekundy. Zapytań do SQL: 17 |
|
|