Poprzedni temat «» Następny temat
Z Wieliczki do ... Dalmacja
Autor Wiadomość
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 12-01-2012, 18:24   

Pierwsze wrażenie: Vrbovska podoba się nam na tej samej zasadzie co Sucuraj: stosunkowo mało turystów, puste uliczki, cicho... Łatwo zaparkować auto, choć wąziutko. Czas snuje się sennie wzdłuż naszego spaceru. Jedna z tych miejscowości, która ma klimat, a przewodniki lubią o niej nawet nie wspomnieć, bo nie chełpi się niezwykłą historią czy zabytkami.

No może nie jest tak źle z zabytkami we Vrboskiej. Oto podobno jedyny taki kościół w Dalamcji.



Nam się bardzo podoba - szkoda, że zamknięty. Z wyglądu od razu można wywnioskować, że służył funkcjom obronnym - konkretnie, aby stawić opór Turkom, którzy od 1571 roku napadali na wyspę. Może powinien Wam coś powiedzieć o Turkach...Może innym razem, dzisiaj jest za gorąco...



Staczam bój z tymi okiennicami, próbując jakoś sensownie umieścić je w kadrze.









Czasami uda się uchwycić kawałek zwykłego życia mieszkańców.









Zastanawiamy się nad tą palmą na wyspie: dla Dalmatyńczyków to widok równie naturalny jak dla Polaków wierzba na wysepce w parku, a dla nas atrakcja.



Łatwo zauważyć dlaczego Vrbovską nazywa się "małą Wenecją".












W jednej z knajp zaliczamy obiad, ale nie przejdzie on do historii. Może materiał na niego wzięto z tej liny?:



To spacerujemy dalej, a ja rzucę kilka słów o naszej polityce żywieniowej na tej wyprawie. Z racji restrykcji finansowych, które nałożyliśmy sami na siebie, postanowiliśmy nie stołować się w knajpach częściej niż raz na tydzień.



Podstawę wyżywienia stanowiły ... lody. Dwa, albo trzy razy dziennie po gałeczce. W temperaturach powyżej 30 stopni w cieniu lody sprawdzały się świetnie jako środek z pogranicza żywności i chłodzenia. Cena gałki potrafiła się różnić od 4 kun do 10 kun (Dubrovnik), czyli 2-6 zł. W większości miejsc gałka chorwacka okazywała się równa dwóm gałkom polskim, (czego nie dowiecie się w żadnym kantorze).



Z kempingu zwykle zabieraliśmy kilka kanapek i owoce, które były uzupełnieniem lodów. Czasami dokupowaliśmy jakiś drobny fast food w postaci kawałka pizzy. Zauważyłem, że całej naszej rodzince mało chce się jeść w dużych upałach.



Wieczorem sięgaliśmy po jakieś zupy, makarony, sosy przywiezione w bagażniku z Polski (większość i tak wróciła z powrotem do Polski), ale często nawet wieczorem, nie bardzo nam się chciało gotować i robiliśmy tylko kanapki lub "szybkie kubki". Przyjeżdżaliśmy późno, zmęczeni i nikt nie kwapił się do zabawy w kucharza. Jeśli już, to zwykle po to, aby przygotować sobie używki: herbatę lub kawę. (Tą ostatnią zresztą kupowaliśmy w kawiarniach, nawet dwa, trzy razy na dzień, jako zdrowszą wersję napojów energetycznych.)

Nie była to zapewne zbyt zdrowa dieta, ale na 2-3 tygodnie wakacji można stać się bardziej elastycznym, aby nie zajmować się pier_dołami.



Kuchenka gazowa sprawdzała się bez zarzutów, tylko, że trzeba było uważać, aby nie puścić pół Dalmacji z dymem, bo wszystko wokół było suche jak pieprz. Na kempingu w Zavali w regulaminie było napisane, że otwartego ognia wolno używać tylko w części do tego przeznaczonej, czyli, usytuowanej koło sanitariatów ,pseudo-kuchni, gdzie była też lodówka do wspólnego użytku.



Pierwszego dnia popełniłem faux pas, bo znalazłem w tej kuchni wielką, kilkulitrową butlę z gazem i doszedłem do wniosku, że tak wielka butla - jak i lodówka - jest dla wszystkich kempingowiczów. Wkrótce pojawił się murzyn, który zorientowawszy się, że używamy butli, poprosił by nie zapomnieć zakręcić kurka po skończeniu.



Po krótkiej naradzie z Moją Lepszą ustaliliśmy, że są małe szanse na to, aby murzyn ten był synem białej właścicielki kempingu, a co za tym idzie, butla - w przeciwieństwie do lodówki - była prywatną własnością murzyna. Moja Lepsze poszła przeprosić i wyjaśnić nieporozumienie. Murzyn okazał się być ... Słoweńcem i stwierdził, że no problem...
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 16-01-2012, 19:57   

Zostawiamy Vrbovską i jedziemy na zachód dość parszywą drogą w kierunku Starego Gradu, przez rolniczy krajobraz Starogradskiego polja, który ma swoją historię, swoją długą historię



- Dopływamy - Aetos spojrzał na Kallikratesa, gdy przed ich okrętami okazała się kameralna zatoka.

Ten drugi przywołał w myślach słowa delfijskiej wyroczni. To one przywiodły ich dziś, w środku lata 385 roku przed Chrystusem, na wyspę, gdzie założy miasto, które dziś nazywa się Stari Grad i pretenduje do miana najstarszego na wschodnim Adriatyku.



"Kallikratesie, oznajmij mieszkańcom Pharos(Faros), że polecam ci założyć okazałe miasto na wyspie Fiteja, leżącej obok greckiej kolonii Issa w Zatoce Jońskiej." Nigdy nie zakładano kolonii, nie skonsultowawszy się z wyrocznią, a czasami wyrocznia odzywała się sama.



Wyrocznia musiała wiedzieć (może właśnie od kolonistów z Issy, ale kto śmiałby wątpić we uczciwość Pytii, której sanktuarium nazywano nieskromnie omphalos - pępkiem świata), że na końcu swojej wędrówki, po przepłynięciu ponad 1500 kilometrów z macierzystej metropolis, greckiej wyspy Paros, znajdą się w miejscu, które Zeus obdarzył równiną tak żyzną, że nie równała się z nią żadna wyspa w Zatoce Jońskiej*. Wyrocznia musiała też wiedzieć, że na greckiej wyspie Pharos brakowało już ziemi dla rosnącej populacji i wskazana była emigracja.



Setce rodzin, którym dowodził właśnie Kallikrates, oikistes, arystokrata ze znamienitego rodu, bo tak kazała tradycja zakładania kolonii, doświadczył wielkiego zaszczytu i zdawał sobie sprawę, że ojcowie-założyciele zyskiwali status bohaterów dla przyszłych pokoleń kolonii.



Na jednym z greckich okrętów Kallikratesa palił się wieczny ogień, zabrany z prytanejonu (ratusza) w Pharos. Koloniści zabierali ze sobą tradycje, bogów i zwyczaje macierzystego miasta (metropolis), z którym w przyszłości będą utrzymywać dobre relacje, bowiem wojna z metorpolis uchodziła za skandal i ostateczność. (Ale jak to często bywa, ten dobry obyczaj nie przeszkodził temu, aby najsłynniejszy konflikt starożytnej Grecji - Wojna Peloponeska - był konfliktem miedzy Koryntem a jego kolonią, Korfu.)

Przyjechali na swój Dziki Zachód - zanim będą mogli zająć się uprawą ziemi, osadnicy, niczym amerykańscy pionierzy, będą musieli pokonać Indian - 10,000 Liburnijczyków z Zadaru, wspomaganych przez lokalnych Ilirów, w 300 statkach przypłynie z Zadaru by oblegać nową kolonię, ale ściągnięta na pomoc syrakuzańska flota, rozbije ich w pył.



Tego wszystkiego jeszcze nie wiedział Kallikrates gdy łodzie kolonistów dobijały do brzegu.
- Jak nazwiemy nową kolonię? - zapytał Aetos.
- Nie udawaj Greka. Musimy ją nazwać Pharos(Faros). Za złamanie obyczaju nazywania kolonii tak jak miasto-matka miałbym kłopoty ze związkami zawodowymi.- westchnął Kallikrates. Po chwili ciągnął dalej.
- Dobrze, że należymy do Schengen - wyrobienie tylu paszportów, na pewno opóźniłoby założenie kolonii. Już same te zamieszki w Atenach opóźniły nasze wypłynięcie o kilka tygodni.
- Jak te łobuzy mogą twierdzić, że zakładanie nowych kolonii, to brak patriotyzmu. - Aetos pokiwał głową z dezaprobatą.
- Ech, możliwość emigracji do Unii Europejskiej w czasach kryzysu przeludnienia jaki dotknął naszą wyspę, to wspaniała sprawa. - dorzucił Kallikrates. I wiesz co, mam takie jedno marzenie...
- No, śmiało! - zachęcił Aetos.
- Chciałbym, aby nasza kolonia znalazła się na liście UNESCO, o której wspomniała naćpana wyrocznia!
- Znowu była naćpana?! To wina tego Palicotresa! A co do twoich marzeń, to może jakąś okazałą świątynię machniemy? Najlepiej zaraz cały kompleks. - podrzucił pomysł Aetos.
- Nie narzekaj na Palicotresa - dzięki niemu możemy się trzymać za ręce bezkarnie. Wracając do tematu: z Partenonem ciężko będzie nam konkurować, albo jeszcze jaki wulkan nasze świątynie pyłem zasypie... Mam lepszy pomysł: zróbmy tu modelowy przykład tego jak my, Grecy, uprawiamy ziemię. Nasza chora (teren wiejski) przetrwa 2400 lat i nigdzie nad całym Śródmorzem nie będzie lepiej zachowanego greckiego systemu pól uprawnych, tak, że w 2008 zachwycone UNESCO nas doceni i wpisze na swoją listę w kategorii "kulturowego krajobrazu" o niezwykłej uniwersalnej wartości, obok powiedzmy takiej Kalwarii Zebrzydowskiej...




Jak postanowili, tak zrobili. Równina koło miasta, przy pomocy urządzenia zwanego groma, została podzielona na 75 parceli, każda miała 900 metrów na 180 metrów.



Tak naprawdę to nie były metry, tylko 1 stadion na 5 stadionów. Bieżnia do biegania miała na greckich zawodach właśnie długość jednego "stadionu", czyli około 180 metrów, a sam wyścig nazywał się oczywiście "stadion". Dziś nie biega się już stadionów, ale maratony (świadectwo postępu?).



Te parcele zostały z kolei podzielone na mniejsze działki, czyli było ich faktycznie "od groma". Działki oddzielono kamiennymi murkami, na których wyryto nazwiska właścicieli. Do dziś uprawia się na nich to, co przed Chrystusem: głównie oliwki i winogrona, i do dziś, w wielu mieszkańcach Hvaru płynie trochę greckiej krwi odziedziczonej po ludziach Kallikratesa.

Zresztą może nie nazywał się Kallikrates - nie znalazłem danych na temat tego konkretnego oikistesa i może nie istnieją. Do reszty tekstu dołożyłem starań, by oddać jak najlepiej charakter greckiej kolonizacji. (No, może z wyjątkiem pewnej części dialogu między Aetosem i Kallikratesem. :-) )



Treść słów wyroczni, która przytoczyłem powyżej jest wielce prawdopodobna, bo wzorowana na innej przepowiedni. Być może nowe Pharos zostało założone z innych, mniej typowych powodów, jak ten z Thery, gdzie założenie kolonii wymusiła susza i z każdej rodziny wylosowano jednego mężczyznę, który musiał udać się do nowej kolonii pod groźbą kary śmierci i bycia przeklętym przez całą społeczność. gdyby to dziś uwspółcześnić, to wszystkich bezrobotnych, należałoby wysyłać na "zmywak" pod groźbą więzienia lub innej kary, zamiast dawać zasiłki...

Jest dużo "być może" w historii, co być może zachęci kogoś do własnych poszukiwań. Jedyne sensowne teksty, to te, które nie dają odpowiedzi...
(*Dlatego też sami też musicie się domyślić jak dzisiaj nazywa się Zatoka Jońska, co zresztą nie jest trudne.)



Aby w pełni docenić Starogradsko polje, należy spojrzeć na nie z góry, co nam się nie udało (Skody latają może wyłącznie w niepublikowanych tomach Harry Pottera), ale warto zerknąć na zdjęcia z oficjalnej strony Starogradskiego polja (http://www.starogradsko-polje.net/index.php?p=1), niestety dziś jeszcze nie przetłumaczonej na język angielski:



Od dziś, pracując w swoim ogródku, uważaj jak kopiesz szapdlem, i pomyśl czy za 2400 lat, ktoś się nie zamyśli nad twoją grządką...

I na koniec klika zdjęć z internetu:










_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 21-01-2012, 19:57   

- Domaći, domaći! - zachwala przekupka na targu w Starim Gradzie widząc, że przyglądamy się pięknie wyglądającym brzoskwiniom. No dobra, jeszcze tylko obmacamy jedną i kupujemy dwa kilo. Gryziemy z nadzieją i pożądaniem brzoskiwnkę, a tu ............... błeeeeeee, fuj, więc pytamy się samych siebie "ča/šta to XXX ma być?"

To co? Spacerujemy po Starim Gradzie, a ja w miedzyczasie będę gadał.
Na zdjęciu: armata.




Jakkolwiek nie widać tego gołym okiem jesteśmy na terenie wojennym. Od setek lat trwa na terenie dalmackiego wybrzeża wojna między czakawianami i sztokawianami. Czakawianin powie polskie słowo "co" w ten sposób: ča /cza/, a sztokowianin šta /szta/.

Oznaczenia terenu wojennego przybiera różne formy, od obsikiwania do wieszania symboli , które cenimy.
Na zdjęciu: szalik.




Pośród wielu innych różnic między tymi dialektami, czakawianin nie powie też "sam" (jestem) czy "volim" (kochać), ale "san" i "volin". Szybki test językowy mający ustalić przynależność do danego dialektu, polega więc na powiedzeniu o sobie "Jestem Zenek. Kocham cię." i czekaniu w jaki sposób Chorwat zrewanżuje się podobnymi wyznaniami. Jeśli nie zareaguje, pozostaje walnąć w pysk - jeżeli on nas nie uprzedził oczywiście - i czekać aż wydusi z siebie "Co jest, XXX?!", gdzie - jak pamiętamy - pierwsze słowo jasno wskazuje po której stronie wojny dialektowej jest nasz rozmówca.

Płaskorzeźby doświadczają czasu przez gładkość. Gdy stają się zupełnie płaskie, możemy powiedzieć, że czas zagłaskał je na śmierć.
Na zdjęciu: płaskorzeźba.




Początkowo czakwianie byli górą. Słynna tablica z Baški (rok 1105, wyspa Krk), najstarszy zabytek chorwackiego pisma, była napisana właśnie w dialekcie czakawskim. (Zostając na moment przy tej tablicy: opisuje ona głagolicą nadanie opatowi ziemi przez króla i bardzo rozczula mnie ten fragment : "Jeśli ktoś zaprzecza temu [nadaniu], niech będzie przeklęty przez 12 Apostołów i 4 ewangelistów i świętą Lucynę." Prawda, że ładne? Byłoby bardzo kolorowo gdyby do współczesnych ksiąg wieczystych wpisywać kto ma kogo przekląć.

Na zdjęciu zdjęcie Baškowej tablicy z internetu:



Wracając do wojny, to dialekt czakawski był powszechnie używanym i oficjalnym w średniowiecznej Chorwacji, aż po XVI-y wiek. Sytuacja wyglądała tak, jak na mapie poniżej, gdzie zielony i różowy to sztokawianie, a niebieski to czakawianie (u góry jeszcze na żółto kajkawianie, ale "kaj" oni nas obchodzą jeśli to nie tereny Dalmacji, prawda?).



Dwie trzecie Chorwacji było czakawskie. Pierwsze teksty sztokowiańskie to były "tylko" przepisane teksty z czakawskiego. Co się zatem wydarzyło, że dziś tylko 12% Chorwatów to czakawianie?

Tak sie zyje na Havarze: pomalooooo!
Na zdjęciu: tabliczka na drzwiach sklepu.




Szalę na korzyść sztokowian przechyliła inwazja Turecka na Bałkany, która skłoniła wielu Serbów do migracji. Ci co czytali odcinek o Szentendre, mogą pamiętać, że to węgierskie miasto było przez wieki zdominowane właśnie przez Serbów pochodzących z takiej migracji. Serbowie nie poszli tylko na północ, ale też na zachód w kierunku Dalmacji i jak można zauważyć z powyższej mapy, przynieśli ze sobą dialekt sztokawski. Sztokowianie opanowawszy Dubrovniku oddziaływali intelektualne na resztę kraju i już około 1650 jasne było, że to sztokawski dialekt stanie się podstawą literackiego i oficjalnego języka Chorwacji.

Po Hvarze najlepiej też jest przemieszczać się, no jak?
Pomaaaaaaaaaaaaaaalo!
Na zdjęciu 1: rower.
Na zdjęciu 2: rower.
Na zdjęciu 3: rower.








Dziś sytuacja wygląda tak jak poniżej: zieloni sztokowianie zepchnęli czakawian na wyspy. Obroniły się nieduże kawałki dalmackiego wybrzeża i Istria. Ale nawet na wyspach sprawa nie wygląda dobrze dla czakawskiego dialektu: Mljet i częśc Korculi juz padły. Podobno wschodnia cześć Hvaru także.



A wracając do naszej brzoskwinki, bo to przy niej byliśmy, (no nie?), zanim zszedłem na tą malutką dygresje o dialektach. Niestety okazuje się, że domaći, oprócz znaczenia "domowy", może oznaczać też "niedojrzały", bo takie okazały się te nasze "domowe" 2 kilogramy brzoskwiń. Może to nasz błąd, może trudno mieć do przekupki pretensje, może należało uczęszczać na kursy macania owoców w młodości, może... Ale czemu niedojrzałe brzoskwinie kosztują na targu 50% więcej niż w supermarkecie?!

Na zdjeciu: Lodziarnia, gdzie kupiliśmy lody (daszek po lewej)



Wracając jeszcze na moment do naszego testu na dialekt. Po uderzeniu w pysk, nasz rozmówca może spontanicznie powiedzieć po czakawsku "Cza jest XXX?!" skoro tak mówi faktycznie w domu, ale może też - chcieć do nas zagadać w języku oficjalnym, literackim, który jak wspomniałem został oparty w końcu na sztokawskim i odezwie się do nas tak jak spiker telewizyjny "Szta jest XXX?!" Pozostaje zatem walić dalej w mordę, bo dopiero dobrze otumaniony rozmówca, odezwie się do nas spontanicznie, nie troszcząc się o konwenanse.

Jeśli natomiast usłyszycie "Ca jest XXX?!" zamiast "Cza jest XXX?!", to albo biliście za mocno, albo mamy do czynienia z odmianą czakawskiego, gdzie występuje mazurzenie (tak, to samo mazurzenie, które mamy w języku polskim), bo oczywiście każdy z dialektów ma swoje liczne, lokalne warianty.

Na zdjęciu: plac (druga lodziarnia, gdzie kupiliśmy lody, oh Hvar to skwar, była 100 metrów w lewo. Może w prawo zresztą.)




Cicha wojna między dialektami trwa. Czy czakawski przetrwa? Wątpliwe, choć na Istrii widać pewne jego odrodzenie w mediach i są tacy, którzy w tym dialekcie wciąż piszą wiersze. Ale 12%, przy narodzie liczącym 4,5 miliona ludzi to bardzo mało...

Świat potrafi byc tak okrutny, że lepiej go czasami nie widzieć zbyt dobrze. Ale może jednak rozchodzi się raczej o skwar?
Na zdjeciu: człowiek.




Myślisz, że Ciebie zjawisko wojny dialektów nie dotyczy? Sądzisz, że Twój dialekt ma trwałe miejsce w historii, że nie umierasz powoli razem z cała masą swoich dialektowych bliźnich? Jak powiedział lingwista Max Weinreich, "język to dialekt z armią i flotą", więc strzeż się!

Na zdjęciu: flota Stari Gradu.

_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
atam 
Mina


Pomogła: 3 razy
Dołączyła: 03 Lis 2008
Posty: 1021
Skąd: Wieliczka
Wysłany: 22-01-2012, 09:47   

solniak napisał/a:
Cicha wojna między dialektami trwa.

ciekawe jaka część PL chodzi na pole, a jaka na dwór... może ktoś to kiedyś zbada :D
 
     
ArturSosin 
Nadszybie



Pomógł: 20 razy
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 4295
Wysłany: 22-01-2012, 10:16   

Sa tacy, ktorzy maja trzecie wyjscie
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 24-01-2012, 20:59   



"PETAR HEKTOROVIC, SYN MARINO, ZBUDOWAŁ TO WŁASNYM KOSZTEM I WYSIŁKIEM, NA UŻYTEK SWÓJ I PRZYJACIÓŁ'



Witajcie! Gdybym mogła, to opowiedziałabym Wam tutaj, w Tvrdalj (twierdzy, zamku) Petara Hektorovića, że patronem turystyki w Chorwacji, powinien być Petar Hektorović, albowiem, to do niego należy pierwsza w języku chorwackim, relacja z turystycznej podróży po Dalamcji, w której mamy opis trzydniowej wycieczki łodzi z Hvaru na wyspy Brač i Solta, gdzie autor zachwyca się oglądanymi krajobrazami i przyrodą.



Relacja tego rówieśnika Mikołaja Reja i Jana Kochanowskiego, znalazła się w jego hybrydowym dziele "Łowienie ryb i rozmowy rybaków", które w 1568 roku wydano w Wenecji (Rej umrze rok później, a Kochanowski 16 lat po wydaniu tego najważniejszego dzieła chorwackiego renesansu.)



Gdybym mogła, to opowiedziałabym Wam, że dzieło Hektorovića jest dobrym świadectwem wojny miedzy czakawskim a sztokawskim dialektem, bo choć głównie oparte na tym pierwszym, ma już wstawki z dialektu sztokawskiego, którego używali poeci z Dubrovnika, a z którymi Petar utrzymywał kontakt.



Gdybym potrafiła, powiedziałabym Wam, że na początku XVI wieku, Stari Grad był modny wśród zamożnych rodów, i Tvrdalj była jedną z letnich rezydencji Petara, który poświęcił jej 40 lat, sam projektując i nadzorując budowę.



Zaraz po wejściu, zwróćcie uwagę na wychodek nad którym napisano po łacinie "SKORO WIESZ KIM JESTEŚ, CZEMUŚ TAKI DUMNY?" Dziedziniec wewnętrzny, gdzie jest staw, oraz inne miejsca pałacu, także ilustrują filozofię życiową poety poprzez łacińskie sentencje: "JAK PIĘKNE SĄ WIARA I PRAWDA", "PAMIĘTAJ CO PRZYJDZIE POTEM', "TWÓRCA WSZYSTKICH RZECZY", itp.



A gdybyście Wy, ludzie XXI wieku ozdobili swoje domy inskrypcjami głoszącymi to, co Wami kieruje, co by tam się znalazło? "KUP DWA, TRZECIE GRATIS", "FURA, SKÓRA I KOMÓRA", "BO JESTEŚ TEGO WARTA"?



I zapewne myślicie, że staw był dla Petara stawem, ogród ogrodem, i tak dalej? Nie był.

Tu bym Wam musiała powiedzieć, że ryby to symbol chrześcijaństwa, a więc Jezusa, ogród to oczywiście raj, a hodowane tu gołębie, które gołębim zwyczajem wzbijają się w niebo, to symbol Ducha Świętego - to naprawdę był dokładnie zaprojektowany metafizyczny dom.





Dawniej przed budynek dochodziła woda, więc do wejścia można było dopłynąć, zmienił się też układ wielu ścian, ale niektóre rzeczy pozostały takie same, jak rośliny w ogrodzie, które Petar opisywał w swoim dziele, albo jak my cefale, ryby z wewnętrznego stawu Tvrdalji, które z pokolenia na pokolenie, przez te pięć wieków, opowiadamy sobie historię Petara Hektorovića, bo NIC SIĘ NIE UKRYJE:



A zatem to bym Wam opowiedziała, gdybym nie była rybą, która nie ma głosu... Dlatego lepiej oddam głos narratorowi.



Tvrdalj budowano jako fortecę, aby broniła przed Turkami. W 1571 Stari Grad został zaatakowany i Tvrdalj została podpalona przez Turków. Rok później Petar Hektorovic zmarł, a jego ulubiona rezydencja - uszkodzona - została podzielona pomiędzy krewnych.

"Łowienie ryb i rozmowy rybaków" przetłumaczono w 1979 na angielski.




WSZYSTKIE TE DNI PRZEPŁYWAJĄ JAK FALE I NIE WRACAJĄ

_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 27-01-2012, 14:27   

Siedzę przed namiotem, dzieci już gotowe do snu w swoim namiocie, Moja Piękna dokonuje wieczornych ablucji w sanitariacie, a ja wspominam resztę wizyty w Starim Gradzie.



Zanim zapomnę: wychodek na kempingu w Zavali ma jedną ciekawą cechę. Z tyłu na wysokości dwóch metrów jest otwór, który wychodzi na ... zlewy przy których kobiety zmywają naczynia po zakończonych posiłkach. Smacznego!

Można by wydać taki "Przewodnik po architekturze dalmackich toalet" - lektura dla koneserów.



W ręku mam butelkę Prošku, słodkiego deserowego wina. To jedna ze specjalności Hvaru, którą kupiliśmy w supermarkecie w Starim Gradzie, rezygnując z zakupu kolejnych "domacich" produktów od tubylców, po doświadczeniach z winem Babic i brzoskwiniami.

Łyk...



Prošek robi się na bazie kilku lokalnych szczepów winogron - ich kombinacje i proporcje mogą być różne, stąd smak Prošku z każdej winnicy może być trochę inny. Patrzę na etykietę: no tak, ten jest akurat z Istrii. Smakuje nieźle, choć nie łudźmy się: na wyprodukowanie Prošku potrzeba 7-10 razy więcej winogron niż na "zwykłe" wino, stąd cena dobrych Prošków zaczyna się od 140 zł, a nie od 40 zł (bo tyle kosztował nasz).

Ale i tak, teraz, jego słodkość i 15% moc zaczyna powoli do mnie przemawiać. Zmierzch zaczyna nabierać przyjaznych łagodnych kształtów...

Łyk...



Oprócz Prošku kupiliśmy dzieciom maski z rurkami do pływania. Trochę nie wiemy jak je założyć i używać, ale zapewne rano będziemy mieli jaśniejszy umysł i obędzie się bez ofiar w ludziach.



Aha, prawdziwie piękne zdjęcia Hvaru znajdziecie tutaj, na stronie polskiego fotografa, który zdaje się blisko współpracował z lokalnymi władzami, bo zrobił dla nich kilka albumów fotograficznych z Hvarem w roli głównej:

http://jaroszewski-fotogr...p?g2_itemId=849

W tym klasztorze dominikanów kupiliśmy lawendę:






Rada: nie kupujcie lawendy na wyspie lawendy, czyli na Hvarze. Woreczek tej ususzonej roślinki kosztował tu około 10 zł, czyli 2 razy drożej niż w Trogirze czy Splicie...









Podsumowując inne koszta tego dnia: obiad we Vrbovskiej 360 kun, wstęp do klasztoru - 50 kun, rezydencja Hektorovica - 20 kun, maski do pływania - 50 kun. Podzielić przez pól i ma się mniej więcej cenę w złotówkach.



Moja Lepsza już śpi. Jest gdzieś koło północy. Biorę butelkę do ręki i schodzę na pustą plażę. Kładę się na wielkim głazie, który od czasu do czasu liżą fale Jadrana. Moje słodkie Mare Superum, Mare Adriaticum - słodkie jak ubywający Prošek. Łyk...



When she was just a girl
She expected the world
But it flew away from her reach so
She ran away in her sleep
and dreamed of
Para-para-paradise, Para-para-paradise, Para-para-paradise
Every time she closed her eyes




Na przeciw mnie światełka domów na odległych wyspach, światełka stateczków, światełka gwiazd i planet. Rozpływam się w Prošku jak w wielkiej, słodkiej Drodze Mlecznej.

Łyk...



In the night the stormy night she'll close her eyes
In the night the stormy night away she'd fly
and dream of
Para-para-paradise
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 03-02-2012, 13:00   

Lavenders blue, dilly dilly, lavenders green.
When I am King, dilly dilly, you will be Queen.


http://youtu.be/Q7sIzWKHGwQ

Polemizowałbym z tym "blue" - dla mnie lawenda jest definitywnie fioletowa, ale nie ma co dzielić włosa na dwoje. Najważniejsze, że dziś ruszamy na lawendową, starą drogę, która prowadzi ze Stari Gradu do miasta Hvar.












Do Stari Gradu postanawiamy się dostać boczną drogą przez Vrsnik, Svirce i Dol - małe, nieskażone turystyką wioski.









Hvar jest w sumie dość pokaźną wyspą. Wkleiłem go na kawałek mapy Polski, aby ładnie widać było jak pokaźną. A zamieszkuje go ledwo 12 tysięcy stałych mieszkańców.



Za Starim Gradem skręcamy w lewo na Selcę i już jesteśmy na tym słynnym szlaku, który powstał po 1930 roku. Wcześniej z Hvaru do Jelsy podróżowano przez 8 godzin osiołkiem - w sumie dziś to byłaby atrakcja, ale nie udało mi się zobaczyć na Hvarze ani jednego kłapouchego. Wymarły?









Między Brusje a Grablje rozciągają się górskie doliny pełne porzuconych tarasów i pól lawendowych. Pochodzą z okresu kiedy przemysł lawendowy miał swój boom, który skończyl się na początku 20-ego wieku. Wikipedia zapewnia, że "Lavendula croatia należy do najszlachetniejszych odmian w Europie, przewyższając swą jakością nawet lawendę prowansalską".















Nachalne piękno hvarskich krajobrazów staramy się oczywiście ignorować.









Czasami można spotkać wapienny trim, rodzaj schronienia z dawnych czasów:









(O różnych kamiennych schronieniach z terenów Chorwacji i nie tylko, możesz poczytać tutaj: http://www.stoneshelter.org/stone/objects.htm)



Murki, ślady dawnych kultur, ukształtowanie terenu, małe zaludnienie, nasuwają mi porównanie z innym pięknym miejscem jakie dane mi było widzieć, Parkiem Narodowym Dartmoor w Anglii
https://www.google.com/se...hCoyE-waW29XhAQ






Lawenda kwitnie zasadniczo w czerwcu i lipcu - przynajmniej na Hvarze. Nie mieliśmy zatem szans zobaczyć fioletowych pól. Moja lawenda, w zalezności od krzaczka, kwitła od maja do ... połowy listopada. Oto zdjęcie zrobione 7 listopada:



Roślina jest strasznie mało wymagająca - byle nie było mokro i gleba nie była kwaśna. Jak jej podrzucicie jeszcze trochę wapnia, to będzie jeszcze szczęśliwsza. Lawenda wąskolistna, którą da się uprawiać w Polsce wytrzymuje mrozy do mniej więcej -17 stopni, więc na wszelki wypadek okrywam ją na zimę włókniną.









Zbiory z moich 30 krzaczków, jak i z tych tysięcy na Hvarze robione są ekologicznie, czyli ręcznie. :) 8 centymetrowy krzaczek za 3 złote, zasadzony na wiosnę, potrafi się już do jesieni rozrosnąć do 30 centymetrów i kwitnąć już w tym samym roku.









Pachnący woreczek lawendy to typowy prezent z wyspy, ale jak już pisałem, ze względów ekonomicznych lepiej go kupić poza Hvarem. (Chyba wkrótce przystąpię do produkcji pamiątek z Chorwacji, czyli "oryginalnych" woreczków "Lavandula Croatica" do nabycia na allegro. :-) )



Staramy się trzymać oczy szeroko otwarte, bowiem może się zdarzyć, że będziemy mieć szczęście wypatrzyć Lavendermana. Ten bohater wsławia się takimi czynami jak odstraszanie moli w szafie - nieźle jak na początek...

(zdjęcie z internetu)








To zdjęcia bardzo lubię. Wygląda jakby użyto filtra, ale to po prostu wysunięty do granic możliwości zoom, dał efekt ziarnistości i wygląda to trochę tak, jakby zabrał się za to jakiś malarz pointylista:



Widac juz Pakleni Otoci, czyli ... No i tu problem, bo jeden przewodnik tłumaczy to jako Piekielne Wyspy, a inny jako Żywiczne Wyspy (paklina - żywica).









Droga jest raczej pusta, faktycznie z małym marginesem do przepaści. Tuż przed miastem Hvar nadziewamy się na grupę zboczeńców-masochistów z Niemiec. W 40-stopniowym upale dobrowolnie pedałują pod kilkusetmetrową górę, z której my zjeżdżamy samochodem. Czy to jeszcze poczucie winy po II-ej wojnie światowej czy jest inna motywacja, by się tak katować?
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 06-02-2012, 15:52   

Docieramy do miasta Hvar na wyspie Hvar. Nasz książkowy przewodnik("Chorwacja - zielony przewodnik", Michelin), nie popisuje się i straszy: "Obowiązkowy parking płatny jest drogi (40 kn/dzień)."



Tymczasem zatrzymujemy się przy Twierdzy Spanjola, czyli Hiszpańskiej Fortecy, gdzie jest absolutnie darmowy parking, choć z Michelina można by wnioskować, że istnieje tylko jeden parking i to jeszcze obowiązkowy. Przypuszczalnie autorowi nie przyszło do głowy, że ktoś może być w stanie zaparkować tu auto, zejść na dół do miasta i jeszcze wrócić na górę w 40-stopniowym upale.



Znowu patrzymy do Michelina (wydanie III z 2010 roku): wstęp 10 kun za dorosłego, o dzieciach nic nie pisze, ale zapewne połowę.



Idziemy do kasy, a tu figa: za całą rodzinkę wychodzi 50 kun (około 25 zł) . I tak jest na każdym kroku: wszystkie ceny z naszych przewodników są już nieaktualne, z 10 kun często zrobiło się 20 kun, z 20 kun zrobiło się 25-30 kun, itp.



Od lat powtarzam: Spieszmy się zwiedzać byłe demoludy - tak szybko drożeją...



A co mówi o twierdzy przewodnik Wiedzy i Życia "Chorwacja"?

"Z dwóch twierdz - (Hiszpańskiej (XVI wiek) i Napoleona (1811) - roztaczają się piękne widoki."
Aha, to Hiszpanie podbili Hvar w XVI wieku! No, ciekawe.



Nie lepiej prezentuje się przewodnik "Chorwacja, Bośnia i Hercegowina" Pascala. Oto co tam jest napisane:
"Jej [twierdzy] pierwowzór powstał już w XIII w., potem była rozbudowywana przez Hiszpanów..." - czyli znowu brzmi jakby byli tu najeźdźcy z Półwyspu Iberyjskiego!



Zaglądam z powrotem do Michelina: "[twierdza] ]Wzniesiona w XVI wieku z pomocą hiszpańskich inżynierów (stąd jej nazwa) , zastąpiła fortyfikacje iliryjskie poprzedzające okupację grecką." Wreszcie jasny komentarz zgodny z moją wiedzą: Hiszpanie nigdy nie podbili Hvaru.

Można też się zastanawiać dlaczego Pascal pisze, że pierwowzór powstał już w XIII wieku, jeśli prawdziwym pierwowzorem były iliryjskie umocnienia, zapewne o ... półtora tysiąca lat starsze. Prawda, nawet w tak błahej sprawie, należy do cierpliwych i wertujących różne źródła.



Jeśli nie wejdziecie do twierdzy i będziecie podziwiać widoki tylko spod jej murów, niedużo stracicie. W środku zasadniczo dużo nie ma, choć możecie lepiej wczuć się w austriackiego artylerzystę ostrzeliwującego wrogi okręt zbliżający się do leżącego poniżej Hvaru.



Kilka słów o hvarskich "najach". .

Oto pierwszy "naj": żadne inne miejsce w Chorwacji nie ma tyle godzin słońca w roku co Hvar (2 724).



Niektóre hotele potrafią dawać bezpłatny pobyt gdy spadnie śnieg. Zasadniczo dużo nie ryzykują, bo zdarza się to co ... 20 lat. Nawet Dubrovnik przegrywa ze swoimi 7,2 godzinami słońca na dzień (Hvar 7,7). :



Ta ilość słońca , miedzy innymi sprawiła, że wyspa Hvar znalazła się na 5-m miejscu rankingu Lonely Planet jako najatrakcyjniejsze wakacyjne miejsca na rok 2012. Baa, niektóre źródła mówią, że to najbardziej słoneczne miejsce w Europie, mające więcej słońca, niż taka Aleksandria w Egipcie (to już Afryka oczywiście).

I kolejny naj: w 1868 powstała w Hvarze przypuszczalnie : najstarsza organizacja turystyczna w Europie: Hvarskie Towarzystwo Hygieniczne.

Temperatura wody z kolei wynosi w sierpniu 24 C, ale zdarza jej się dojść do 27 C.



Schodzimy na dół, po tropikalnym wręcz zboczu: opuncje, agawy, pinie wśród jazgotu cykad.



Ten wazon wina widziałem już w jakiejś relacji z Hvaru: zapewne stoi tu od lat przyklejony butaprenem do muru i kusi: napij się wina!



W jednym ze sklepików kupuję bogdanusię. Na początku XX wieku, krzaczki z których robi się to wino, wywieziono do Kalifornii, gdzie dały początek nowoczesnej hodowli wina.



Wielkiego wrażenia bogdanusia na mnie nie robi - może dlatego, że zasadniczo uznaję tylko "Króla win i wino królów", czyli słodki Tokaj, a wytrawność win traktuję jako wadę. :-)



Schodzimy na sam dół, na kolejny "naj": Trg sv Stjepana - jeden z największych placów w Dalmacji (jako częsty gość na krakowskim rynku nie jestem pod wrażeniem jego rozmiarów):






W wieży katedry św. Stefana interesujący detal: im wyższe piętro tym bardziej rozbudowane okna, co pozwala odświeżyć swój słownik architektoniczny: biforia (dwa otworki), triforia (trzy otworki), quatriforia (cztery otworki w oknie). (Na zdjęciu poniżej, z tyłu widoczna Twierdza Spanjola.)



Na lewo od placu (nie będę zamieszczał tu zdjęcia - jedźcie sami zobaczyć [w jednym z weneckich dokumentów opisano ten budynek jako "najładniejszy i najbardziej przydatny budynek w całej Dalmacji"] :-) ) stoi budynek dawnego arsenału gdzie w 1612 powstał najstarszy w Europie miejski teatr. A przynajmniej tak mówi Michelin.

Trochę nieufnie sprawdzam potem datę powstania szekspirowskiego teatru The Globe. I faktycznie Hamleta można było tam wystawić już w 1599, a więc o 13 lat wcześniej niż w Hvarze. (Przy okazji dowiaduję się, że powstała rekonstrukcja The Globe:)



Kluczem jest tu zapewne słowo "miejski" teatr, czyli będący własnością miasta, podczas gdy The Globe był spółką kilku osób.

Nawiasem mówiąc, najstarszy, wciąż działający teatr na świecie i tak jest we Włoszech (Teatro Olimpico w Vicenzie z 1585 i Teatro all'antica w Sabbioneta z 1588) i teatr z Hvaru będzie zapewne trzecim najstarszym. Co ciekawe, hvarski teatr powstał, aby uczcić drugi rok pokoju miedzy skłóconymi warstwami społecznymi miasta - można powiedzieć, że ten teatr to swego rodzaju pomnik.

https://www.google.com/se...ved=0CAsQpwUoAQ



Włócząc się po Hvarze stwierdzamy, że wiele ulic nie ma nazwy, co nadaje miastu dodatkowego smaczka.






Klasztor Franciszkanów (40 kun, ok 21 zł) zadowoliłby zapewne swoim położeniem tych, którzy przychodząc na mszę, stoją przed budynkiem kościoła, by podziwiać widoki i wdychać świeże powietrze:



Jest tu grób kolegi Hektorovica, Hannibala Lucica, autora pierwszego dramatu w języku chorwackim. (Zapomniałem dodać, że grób Hektorovica znajduje się w Starim Gradzie, w tym klasztorze, gdzie kupiliśmy lawendę. Został pochowany pod ołtarzem.)



Wydaje się, że z powołaniami w Chorwacji jest cienko: ten klasztor ma obecnie tylko ... 2 mnichów.



Jeden z przewodników podaje informacje, że tympanon tego kościoła jest autorstwa Mikołaja Florentyńczyka - znanego z katedry w Szybeniku - ale dopiero w innym przewodniku dowiadujemy się, że oryginał i tak jest w muzeum w Zagrzebiu.



Zostaje jeszcze czas, aby wrócić do Zavali i wejść do wody.

Z lekkim zdziwieniem stwierdzam, że pomimo iż pływanie nad wodą mnie raczej nudzi, to pływanie z maską ma swój urok, bo przypomina oglądanie krajobrazów, tyle że podwodnych.

"Podróż to więcej niż oglądanie miejsc, to zmiana, głęboka i permanentna, w sposobie życia." (M. Beard) - wygląda na to, że i u mnie dokonała się mała zmiana.



Tylko jest teraz problem, bo żaden dzieciak nie kwapi się, aby dać tatusiowi swoją maskę...

Hej, gdzie odpływasz?! Dawaj to smarkaczu!

_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
master7 
Hysinbold



Osiedle: Zdrojowe
Pomógł: 3 razy
Wiek: 51
Dołączył: 07 Gru 2006
Posty: 3885
Skąd: Wieliczka
Wysłany: 07-02-2012, 08:20   

solniak, Tak się zaczynam martwić czy zdążysz zakończyć relację do następnych wakacji :?:
_________________
www.wieliczka24.info
www.master7.rowerpower.org
Hosting Dedykowany | Wirtualizacja | Profesjonalny Hosting | Serwery Gier
 
  master771
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 07-02-2012, 08:27   

No to mamy te same lęki. :)
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
ArturSosin 
Nadszybie



Pomógł: 20 razy
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 4295
Wysłany: 07-02-2012, 09:45   

O tym samym wczoraj pomyslalem :) i stwierdzilem, ze to chodzi o ciaglosc. Po prostu plynnie przejdzie w sezon 2. :)
Tak nawiasem, przygotowales sie tak dobrze merytorycznie przed wyjazdem czy pozniej doczytywales?
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 07-02-2012, 10:04   

Część wiedziałem przed, ale dużo doczytuję sobie i porządkuję teraz, aby całe to pisanie miało sens dla mnie.

A jak widzę, te minus naście na termometrze, to mnie coraz większa nostalgia ogarnia...
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
ArturSosin 
Nadszybie



Pomógł: 20 razy
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 4295
Wysłany: 07-02-2012, 10:15   

Bo nie byles tam w zimie. Kiedys tez tak mialem i chcielismy nawet kupic dom w okolicach Makarskiej. Ale za duzo zachodu a w zimie jest tam jak podczas najpaskudniejszej jesieni u nas.
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 07-02-2012, 10:33   

Wiem, że teraz spadł śnieg. Ale tego malutko, krótko i nie przy takich zimnach. Lato jednak też jest o wiele dłuższe. No i tak jak pisałem o Hvarze - śnieg co 20 lat!

Z kupnem domów teraz będzie łatwiej jak wejdą do Unii, ale ceny też poszybują.
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template modified by Mich@ł
Strona wygenerowana w 0,4 sekundy. Zapytań do SQL: 16