Poprzedni temat «» Następny temat
Serbia, Macedonia, Albania, czyli tropem tureckich toalet
Autor Wiadomość
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 08-01-2014, 13:50   

Zatrzymajmy się na moment na centralnym placu. Zjemy drugie śniadanie, wyjmiemy kasę z bankomatu…



Pośród zadbanych klombów pomnik Riza Cerova, rewolucjonisty, który walczył z królem Zogu. Za czasów Hodży stał w panteonie bohaterów narodowych jako członek … Niemieckiej Partii Komunistycznej i jako ten, który przebywał w ZSRR.



Idę na spacer wokół ryneczku. Po raz pierwszy w Albanii nie udaje mi się znaleźć bankomatu. Jest za to jakieś 6 kawiarni i restauracji. Jak na taką dziurę, nie mogę się nadziwić, że one jakoś funkcjonują i to jedna koło drugiej. Czy to dlatego, że espresso kosztuje 1-2 złote i każdego na kawkę w tej sytuacji stać?



Były Dom Partii?:



Jakiś dopływ Ossumi tuż za ryneczkiem – równie szary…:



Ruszamy dalej, ale wkrótce zatrzymujemy się ponownie w kolejnej miejscowości: Polican, mieście-widmo. Kiedyś funkcjonowała tu fabryka zbrojeniowa, a mieszkańcy miasta byli odcięci od świata. Każda wieś ma swojego wiejskiego idi*tę, a każdy kraj ma swoje miasto-widmo.

Upał jest straszny i nie chce się wysiadać nawet z auta, które nie ma klimatyzacji, ale widzę bankomat, i to niejeden. Zapada decyzja o dłuższym postoju. Rozbijamy się w kawiarence na ulicy. Tu też zatrzęsienie kafejek. Espresso faktycznie 1 zł, więc po pierwszym biorę drugie, aby wreszcie się obudzić



Mojej Lepszej zachciewa się sandwicza. Zostawia mnie z espresso i przechodzi na drugą stronę skrzyżowania do fast foodu. Tam usiłuje wytłumaczyć kobiecie z czym chce tego sandwicza, ale tamta tylko „OK, OK” i każe jej usiąść przy stoliku. Tuż obok jakiś facet myje swoje auto szlaufem, dzieci jeżdżą na rowerach, otwiera się sklepik z burkami – albańska ulica powoli rozbudza się po 16:00, kiedy kończy się czas sjesty.



Espresso wypite, przechodzę do Mojej Lepszej, która wciąż siedzi z Młodym i Młodą. Wkrótce tajemnica się wyjaśnia. Sprzedawczyni ściągnęła swoją nastoletnią córkę, która mówi po angielsku, aby ta dowiedziała się od nas precyzyjnie co chcemy zjeść. To miłe. Sandwicz za 3-4 złote bardzo nam smakuje. Jeszcze tylko krótki wypad do cukierni, gdzie miły pan pakuje nam ciasteczka na sztuki i jedziemy dalej w kierunku Beratu.

W międzyczasie wychodzi, że klapa pod naszym podwoziem słabo wytrzymała wstrząsową drogę z Kanionu Ossumi i znowu zaczyna szurać po ziemi. Postanawiam rozejrzeć się za mechanikiem. Jest coś! Bardziej wygląda na myjnię niż mechanika, ale ma kanał, więc może sobie poradzą. Dogaduję się na migi z gościem w czym problem i ten przy pomocy identycznych plastikowych zacisków, montowanych tym razem w nowych miejscach, przyczepia klapę.



Trochę się wybrudziłem w kanale:



A to zaszalejmy dzisiaj i sprawmy sobie mycie auta, które już wczoraj przybrało kolor Ossumi! Po 10 minutach pojazd lśni jak nowy. Za robotę i mycie jestem lżejszy o 30 złotych. O tym, że było to tsunami, a nie zwykłe mycie auta dowiem się gdzieś za godzinę.



Wkrótce docieramy do Beratu. Co jakiś czas widać tu parki policjantów – ewidentnie ktoś ważny się zbliża. Zjeżdżam do centrum na lody, które kupiliśmy tu rok temu: były pyszne 4 rodzaje, a każda gałka po 80 groszy. Niestety nasza lodziarnia okazuje się być „Shi*tet”, czyli na sprzedaż. Upadła także zlokalizowana obok restauracja, w której jedliśmy obiad rok temu.
Szkoda, shi*tet, shi*t …

No to jedźmy dalej…



Mamy zamiar dotrzeć do Permet przez Suke, ale nigdzie nie widać drogowskazu. Pytamy się więc nativa, a ten nas kieruje tam przez Fier, co oznacza jakieś 80 kilometrów więcej niż zakładał plan na dziś. To samo robi drugi i trzeci native. Przy czwartym się poddajemy - nie ma rady – widać droga na naszej mapie jest nieprzejezdna dla nie-jeepów i bardziej opłaca się nadłożyć te 80 kilometrów niż jechać krótszą drogą. Trudno, dziś do Permet nie dojedziemy.





Wydaje się również, że Młoda po porannym rzyganiu kiepsko się czuje i ma gorączkę. Podejmuję decyzję, że dziś zatrzymamy się w hotelu. Nie da się ukryć, że chyba i tak chciałbym dziś nocleg z klimatyzacją, bez komarów i bez kurzu, a okoliczność choroby przechyla szalę. Ponadto wyjątkowo źle znoszę od kilku dni upał, czuję się wręcz nim rozdrażniony.

W pierwszym hotelu na przedmieściach Beratu zastajemy zas*any kibel. Chcą 140 zł za noc. Nie, dziękujemy. Jedziemy za Berat. Ukazuje nam się COŚ olbrzymiego i jarmarcznego: hotel z lwami przy wejściu, kolumnadą a la rzymskie forum, różowo-niebieski, ze śmierdzącym kontenerem na parkingu, w którym śmieci przeżyły już swój najlepszy okres.



Panika wśród personelu, bo nikt nie mówi po angielsku. Po 5 minutach pojawia się młody mężczyzna, z którym możemy się dogadać po włosko-biednoangielsku. 100 złotych za pokój z telewizorem, łazienką i klimatyzacją. W miarę czysto, nie licząc trochę pleśni na wysokości trzech metrów.

Samotny karaluch pędzący przez łazienkę nie zaburza wrażenia, że da się tu spędzić noc. Ciekawie wygląda wielka dziura nad łazienką, za którą jest chyba jakiś składzik na strychu. Najważniejsze jednak, że klima działa. Generalnie jest to bardziej dom ślubów niż hotel, a nasz pokój pełni zwykle funkcje sypialne dla gości młodej pary.

Schodzę na dół do auta, aby przynieść torby. Otwieram bagażnik… F*ck, f*ck, f*ck! …. i jesteśmy tam gdzie zaczął się ten odcinek. Woda, woda, woda.

Siedzę więc nad laptopem, którego wyłączyłem, bo zaczął trzaskać. Przypuszczalnie straciłem wszystkie zdjęcia z tych wakacji (mając mała kartę pamięci, przerzucałem je codziennie właśnie na laptopa) i straciłem sporo ważnych danych (ostatnią archiwizację robiłem w … proszę księdza, nie pamiętam…).

Upał, laptop, stres z odpadającą klapą, rzygająca i gorączkująca Młoda, stracone zdjęcia i dane, jeszcze raz upał… Mam ochotę wracać do domu. Postanawiam, że jeśli jutro z komputerem sprawa będzie wyglądać tak jak dzisiaj, to jutro wracamy.
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
master7 
Hysinbold



Osiedle: Zdrojowe
Pomógł: 3 razy
Wiek: 50
Dołączył: 07 Gru 2006
Posty: 3885
Skąd: Wieliczka
Wysłany: 09-01-2014, 07:55   

solniak napisał/a:
laptop – z jednej strony jest ewidentnie mokry. Pędzę z nim do naszego hotelowego pokoju i podłączam. Windows odpala, ale wkrótce zaczynają się trzaski jakby coś się przepalało. Nie czekam końca i wyłączam sprzęt.

Zrobiłeś najgłupszą rzecz jaką można było, najpierw trzeba było porządnie go wysuszyć...
_________________
www.wieliczka24.info
www.master7.rowerpower.org
Hosting Dedykowany | Wirtualizacja | Profesjonalny Hosting | Serwery Gier
 
  master771
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 09-01-2014, 10:10   

Takie miałem coś przeczucie...
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
pablo 
Mina



Osiedle: Lekarka
Pomógł: 2 razy
Wiek: 49
Dołączył: 02 Sie 2007
Posty: 2646
Skąd: Wieliczka
Wysłany: 09-01-2014, 14:05   

Może jednak rozglądnąłbyś się za jakimś szczelnym samochodem...

Cytat:
Upał jest straszny i nie chce się wysiadać nawet z auta, które nie ma klimatyzacji,


O masochizm Cię nie podejrzewałem.
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 09-01-2014, 14:56   

Nie ma kasy.
Ponadto, które wspóczesne auto ma tak mało elektroniki, taką wytrzymałość podzespołów, pali nawet 3,5l ON na trasie, ma OC za 400 zł i jest warte kilka tysięcy złotych, więc nie muszę się martwić czy mi porysują, ukradną, itp.?

Co do klimy, to z jednej strony dobrze w aucie ją mieć, ale wtedy wysiąść z takiego auta nie chce się podwójnie, bo organizm nieprzyzwyczajony do upału.
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
Tsubasa 



Osiedle: Lekarka
Pomógł: 13 razy
Wiek: 43
Dołączył: 01 Mar 2007
Posty: 3871
Skąd: Wieliczka
Wysłany: 09-01-2014, 14:59   

solniak napisał/a:
Nie ma kasy.
Ponadto, które wspóczesne auto ma tak mało elektroniki, taką wytrzymałość podzespołów, pali nawet 3,5l ON na trasie, ma OC za 400 zł i jest warte kilka tysięcy złotych,.


podobno VW Lupo ;)
_________________
Czy to prawda, że w Polsce już widać na horyzoncie dobrobyt?
Prawda - horyzont według definicji to wyimaginowana linia, która oddala się w miarę zbliżania
--------------------------------------------------------
www.nano-reef.pl - bo małe jest piękne
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 09-01-2014, 15:24   

To Vokswagen i to Volkswagen...
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
pablo 
Mina



Osiedle: Lekarka
Pomógł: 2 razy
Wiek: 49
Dołączył: 02 Sie 2007
Posty: 2646
Skąd: Wieliczka
Wysłany: 09-01-2014, 17:52   

Cytat:
bo organizm nieprzyzwyczajony do upału.

W Polsce tak. Na południu Europy wystarczy kilka stopni mniej niż na zew., tamtejszy upał, przynajmniej mnie, mniej męczy.
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 14-01-2014, 12:01   

DZIEŃ 13 - ARDENICA, APOLLONIA, ZVERNEC - Bezdroża wiary i ateizmu

1967. Klasztor Ardenica.
- Książki z biblioteki spalić, a zabudowania monastyru zrównać z ziemią. – Ali Bashki, członek Biura Politycznego Albańskiej Partii Pracy, machnął ręką w kierunku cerkwi i ruszył ku wyjściu.
- To znakomita decyzja, ale chciałem się upewnić… - Ramiz Alushi skulił się, aby Bashki nawet przez moment nie pomyślał, że śmiał się z nim nie zgodzić. Ramiz Alushi był lokalnym aparatczykiem, do którego partyjny dostojnik z Tirany zwrócił się, aby wskazać mu okoliczne miejsca kultu.
- Czego?
- W tym klasztorze Skanderbeg wziął ślub
- Ten Skanderbeg?
- Tak, TEN Skanderbeg. Dlatego pomyślałem sobie, Towarzyszu, czy nasz Ukochany Przywódca nie będzie miał nam za złe, że niszcząc miejsce religijnych zabobonów zniszczyliśmy też pomnik albańskiej kultury?

Klasztor Ardenica - zdjęcie z google:


18 stycznia 1967, Zeri i Popullit, dziennik Albańskiej Partii Pracy, jeszcze zapewnia, że religijne przekonania w Albanii są szanowane i gwarantuje to konstytucja.

Ale już 6 lutego 1967 Enver Hodża w przemowie krytykuje burżuazyjne i liberalne tendencje, przy okazji wzmiankując zacofane obyczaje o religijnym charakterze, które ilustruje przykładem pewnego robotnika z Durres.

W “spontanicznej” reakcji na słowa Ukochanego Wodza, uczniowie i nauczyciele jednej z lokalnych szkół w Durres zaczynają niszczyć budynki religijne w mieście. Zaczyna się bezprecedensowa w historii Europy akcja wprowadzania państwowego ateizmu i usuwania religii, jako elementu systemu, który eksploatuje klasę robotniczą.

Klasztor Ardenica - zdjęcie z google:


RANO

Komputer miga, waha się i lekko potrzaskuje. Właśnie ważą się losy naszego dalszego pobytu na wakacjach, a zarazem tej relacji. Po chwili trzaski ustają, ekran rozświetla się Windowsem i wskakuje Pulpit. W prawym górnym rogu pod folią ekranu kryje się wciąż trochę wody, ale komputer wykonuje wszystkie operacje prawidłowo. Młoda, którą Moja Lepsza nafaszerowała wczoraj medykamentami zabranymi z Polski, też wygląda dobrze. Jedziemy zatem dalej na podbój Albanii!

Karalucha w łazience już nie ma, ale za to na balkonie koło naszego okna stoi robotnik na drabinie. Coś tam naprawia, a po części zerka do naszych okien. Kiedy znoszę rzeczy na dół, przyszli państwo młodzi obgadują szczegóły swojego ślubu z właścicielem naszego hotelu. Na zewnątrz, mój Młody ściąga z krzaka modliszkę. Kontener ze śmieciami na parkingu śmierdzi bardziej niż wczoraj. Miniona noc dobrze przysłużyła się fermentacji.



Postanawiam odpuścić Permet. To co wczoraj wydawało mi się atrakcyjne, teraz już takie nie jest. Zobaczymy dziś albańską klasykę: będzie dzień monastyrów. Zasadniczo nie lubię atrakcji tego samego typu w ciągu kilku godzin, nie lubię też jak jest za dużo atrakcji tego samego typu na jednej wyprawie, ale postanawiam zaryzykować, że mnie i reszty rodziny to nie znuży.

Na pierwszy ogień idzie monastyr w Ardenicy. Zaskakuje brak tablic kierujących do jednego z najlepiej zachowanych monastyrów w Albanii. Kiedy już udaje nam się do niego dotrzeć, parking okazuje się być pusty z wyjątkiem straganu sprzedawcy oblodzonych wód mineralnych i słodyczy. Mam wrażenie, że próbuje nas nabrać na opłatę za parkowanie, więc omijam go z daleka i udaję, że nic nie rozumiem – ewidentnie NIE jest to płatny parking.



Ardenica - nazwa skłania do przypuszczeń, że znajdowała się tu oryginalnie świątynia Artemidy. I to tutaj 21 kwietnia 1451 roku Skanderbeg poślubił córkę ważnego albańskiego notabla. Ich jedyny syn, a także siostra żony Skanderbega, mieli małżonków z serbskiego, królewskiego rodu Brankoviciów – rodzinne powinowactwa, które współcześni Serbowie i Albańczycy nie byliby skorzy rozpamiętywać.



Za komuny monastyr służył jako koszary i ośrodek wypoczynkowy, a dziś mieszka tu kilku mnichów. Komuniści chcieli go zrównać z ziemią, ale przekonał ich fakt, że z powodu Skanderbega, powinni zachować monastyr jako świadectwo albańskiej historii, a nie jako obiekt religijny. Tak to, Wielki Albańczyk ocalił monastyr przed komunistami. Podobno ikony z Ardenicy są rozrzucone po pięciu krajach, wśród których jest i Polska.





Z zewnątrz dużo nie widać. Gdy my wchodzimy przez bramę, mijamy się z kilkoma Francuzami. Okazuje się, że obiekt zwiedza się ze stróżem, którego główną rolą jest strzec, abyśmy nie robili zdjęć. I tu bardzo niemiła niespodzianka: zdjęć nie wolno robić nie tylko we wnętrzach, ale w ogóle na terenie monastyru!!! Boli mnie to podwójnie, bo obiekt jest zjawiskowy. Freski robili braci z Korczy: Kostandin i Athanas Zografi, którzy wykonali też malowidła w Voskopoje.

A zatem z braku własnych zdjęć, jeszcze kilka ujęć z google, które nie oddają klimatu miejsca:


Artykuł 37 z byłej Albańskiej Konstytucji “Państwo nie uznaje żadnej religii i wspiera propagandę ateistyczną, aby wcielić wizję naukowego materialistycznego świata w narodzie albańskim.”
“Głoszenie religijnej propagandy, oraz produkcja, dystrybucja lub magazynowanie religijnej literatury zagrożone jest karą od trzech do dziesięciu lat więzienia. Zakazuje się posiadania symboli religijnych oraz wykonywania wszelkich gestów czy praktyk religijnych pod groźbą kary wiezienia…” – z byłego kodeksu karnego.



Dekret uderzający w Albańczyków z muzułmańskimi i chrześcijańskimi imionami: “Wszyscy obywatele, których imiona nie przystają do politycznych, ideologicznych lub moralnych standardów państwa, muszą je zmienić.”

Kolejny dekret uderza w nazwy miejscowości o religijnym wydźwięku. I tak na przykład wieś Święty Mikołaj staje się Polem Pszenicy. Religijne święta zostają zlikwidowane, a pojawiają się nowe, patriotyczne: Dzień Pogranicznika i Dzień Elektrycznego Światła. Przywrócone zostają dawne pogańskie święta, m.in. księżycowe Święto Wiosny.



Kolejne zdjęcia z google - w monastyrze, oczy szczególnie przykuwa niesamowita ambona:




Monastyr tchnie autentyzmem i spokojem. Razem z Moją Lepszą dochodzimy do wniosku, że Ardenica ma zapewnione miejsce w trójce naszych ulubionych monastyrów.
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 14-01-2014, 12:02   

Wychodząc, widzimy popa malującego barierkę i wychodzimy na parking, gdzie nasz niedoszły parkingowy ze swoim mini-straganem wydaje się być jedyną oznaką komercji w tym miejscu. Gdy odjeżdżamy, mijamy się z dwoma autami na polskich rejestracjach. A potem już drogowa codzienność Albanii:



Próbując się wydostać z Apollonii przez Fier, dostajemy od tubylca instrukcję by skręcić jak zobaczymy „glob”.
Glob? Jaki glob? – zastanawiamy się.
Niedługa zagadka się wyjaśnia:



I jeszcze mały, wschodni akcent niedaleko od „globa”:


Do Apollonii nie jest daleko. Ale tutaj atmosfera jest już inna - to znana atrakcja turystyczna Albanii i liczba samochodów na bezpłatnym parkingu spora. Miejsce jest znane zarówno jako antyczne miasto jak i jako średniowieczny monastyr.

Znowu staję zauroczony. Z zewnątrz monastyr ma dużo harmonii i ciekawych detali.



Marash otwierał właśnie drzwi by udać się do owiec, gdy trzech mężczyzn, wśród których rozpoznał przewodniczącego wiejskiej komórki partyjnej, wepchnęło go z powrotem do środka domu.
- Kontrola, Marash. Doszły nas słuchy, że są w wiosce osoby nieprzestrzegające linii programowej Partii w kwestii religii. Oczywiście nie wierzymy, że ty też jesteś zaangażowany w reakcyjne zachowanie, ale musimy mieć dowody. Partia musi je mieć. To mówiąc wyciągnął kawę i papierosy i rzucił je na stół. Masz!

Marash spojrzał na “dary” na stoliku, a potem podniósł wzrok. Napotkał trzy pary zimnych oczu. Przez okno zaglądało słońce, które miało jeszcze godzinę do horyzontu. W okresie Ramadanu muzułmanin nie mógł palić, jeść, ani pić przed zachodem słońca.



Listopad 1967, Miesięcznik literacki Nendori donosi, że Albania stała się “pierwszym ateistycznym państwem na świecie”. Zniszczone zostały 2 169 świątynie i budynki religijne lub zamieniono je na magazyny, domy kultury, hotele, itp.



Od końca Drugiej Wojny Światowej wykonano wyroki, zagłodzono, spalono lub w inny sposób zgładzono około 355 duchownych, wśród których najbardziej znani są 4 zakonnicy ze Szkodry, którzy zginęli po podpaleniu prze klasztoru przez komunistów, oraz Shtjefen Kurti skazany na śmierć w 1972 roku w Szkodrze za ochrzczenie dziecka. W 1991 roku, kiedy opresje ustały, w Albanii było tylko 15 prawosławnych duchownych.



Cerkiew a Apollonii, zasadniczo z XIII wieku, może w środku nie szokuje wyglądem, ale za to zdjęcia, choćby nieostre, wolno cyknąć:







_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 14-01-2014, 12:03   



W mury starego monastyru świetnie wpisują się dodatki z jeszcze starszego, greckiego miasta Apollonia.









Dzwonnica i cyprysy kojarzą mi się z Włochami.







Pod arkadami dziedzińca urządzono wystawę rzeźb z antycznej Apollonii, a wokół cerkwi walają się fragmenty kolumn i tablic.



Ewidentnie nie tylko Ardenica jest i była popularna jako miejsce ślubów:





_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 14-01-2014, 12:04   



A na sąsiednim wzgórzu, niczym złowrogie oczy minionych czasów, wpatrują się w nas bunkry Hodży. W tym miejscu, historia przelewa się.









W budynkach monastyru jest muzeum drobiazgów, które zebrano w ruinach Apollonii, w naszym odczucie warte tych kliku złotych za bilet. Pan przy kasie romansuje z kupującym klientem, co dobitnie przyczynia się do odtworzenia klimatu starożytnej Grecji, gdzie nie było problemów z uznaniem związków homoseksualnych, choć nie wiem, czy używano w stosunku do nich terminu "małżeństwo".







Potem przechodzimy do ruin greckiego miasta. Podobno kamienie z Apollonii posłużyły do zbudowania monastyru w Ardenicy.



Wszyscy cykają sobie zdjęcia przy portyku Domu Agonothetów - najokazalszej ruinie z II w n.e.. Pewnie mało kto wie, ale i mało komu przeszkadza, że jest ona tylko rekonstrukcją ze znalezionych fragmentów.



W środku odbywały się walki gladiatorów, czyli było to taka sala widowiskowo-sportowa.



W resztkach antycznego teatru do dziś wystawiane są przedstawienia:



Przy obelisku Apollina dochodzi do scen dwuznacznych, ale przecież która kobieta mogłaby się oprzeć najpiękniejszemu z bogów?!

_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 14-01-2014, 12:05   

Zostawiam Moją Lepszą, aby trochę ochłonęła razem z Młodą w cieniu, a sam z Młodym szwędam się w upale po pozostałych ruinach, kierując się w stronę resztek dawnego forum i akropolu.



Wchodzimy na samą górę, gdzie znalazła miejsce sympatyczna restauracja, nie wiedzieć czemu zamknięta, bo widok stąd rozległy.









Trudno w to uwierzyć, ale kiedyś to greckie miasto leżało nad morzem i jako port morski kwitło. Z czasem zaczęło przegrywać konkurencję z Dureszem, położonym bliżej drogi Via Egnatia. Trzęsienie ziemi w 345 roku przesunęło linie brzegową, co ostatecznie wyludniło Apollonię.



Do zachodu trochę czasu, więc popędźmy jeszcze w okolice Vlory. Kilka kilometrów na północ od miasta leży - ostatni na dziś - monastyr w Zvernec – i co ciekawe leży na wyspie koło laguny. Droga z Vlory prowadzi niemal wzdłuż plaży, co przy okazji podsuwa mi pomysł, aby właśnie tu rozbić się na noc. Znaczną jej część pokrywa sosnowy las, często strasznie zniszczony i zaśmiecony - aż żal patrzeć. Mogłaby z Albanii być druga Chorwacja, a tak, dekady miną zanim swój kraj wysprzątają.



Jeszcze po drodze zatrzymujemy się w maleńkim sklepiku. Tradycyjnie już, półki w takich sklepach są załadowane zaledwie do połowy. Przypomina to czasy komuny w Polsce. Zastanawiając się nad powodem tego, dochodzimy do wniosku, że Albańczycy mają mało pieniędzy i towar słabo schodzi, co nie skłania sklepikarzy do inwestowania w towary z krótką data przydatności. Oczywiście nasze pojawienie się wzbudza sensację i panikę bo znowu nikt nie mówi po angielsku. Wkrótce z podwórka zostaje ściągnięta nastoletnia córka sprzedawczyni, która sprawnie posługuje się językiem Szekspira.



No i docieramy do długiego na 270 metrów, drewnianego mostu, który prowadzi do wyspy z monastyrem. Tu trzeba zostawić samochód – za darmo. Można tez kupić kukurydze z grilla za 4 zł, co też czynię.





Laguna jest bardzo płytka i chyba dałoby się dostać na wyspę idąc przez wodę, ale nie będziemy próbować. Woda nie wygląda rewelacyjnie, lecz nie jest brudna, choć czasami – jak to w Albanii - urozmaicona śmieciem lub butelką. Natomiast to co wygląda na brud, jest po prostu warstwą glonów i innych naturalnych osadów. Na prawo od mostu leży Laguna e Nartes.





_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 14-01-2014, 12:06   

Ale oto i monastyr! Nie jest ogrodzony, lecz ledwo zjawiamy się przed nim, ledwo cykam z daleka zdjęcie, z sąsiedniego konaku wypada jakiś gość i krzyczy „No photo! No photo!”





Jestem poirytowany – to już drugi monastyr w ciągu jednego dnia, gdzie nawet na zewnątrz nie chcą pozwolić nam robić zdjęć. W żadnym innym kraju się z tym nie spotkałem. Skąd to przeczulenie? Zdaję sobie sprawę, że chyba znam odpowiedź…





Z przewodnika dowiadujemy się, że jutro powinno tu być wielkie święto maryjne, 15 sierpnia (święto Narodzenia Matki Bożej). Dziś powinni pojawić się pielgrzymi, którzy będą koczować przez noc. Nikogo jednak takiego nie widać. Przy mini-barze (tam gdzie kupiliśmy kukurydzę) siedział sobie przy stoliczku pop, i teraz Moja Lepsza martwi się, że nikt do niego nie przyjechał…
- Być może autorowi przewodnika pomyliły się daty lub monastyry – pocieszam ją, bo nie lubię kiedy jest smutna.



Historia tego monastyru jest jakże podobna do tego w Ardenicy: w 1967 wypędzono mnichów, spalono bezcenna bibliotekę, a w środku … internowano opozycjonistów.

Zdjęcie z google:


Zvernec w środku nie jest tak atrakcyjny jak Ardenica, choć ma resztki fresków i drewniany ikonostas. Długo w środku nie zabawiamy i idziemy na mały obchód wokół wyspy. Widać stąd jeszcze jedną, mniejszą wyspę.



Religia w Albanii dzisiaj? 59% Albańczyków przyznaje się do islamu, a 17% do chrześcijaństwa. Pozostałe 24% to ateiści lub inne mniejszości religijne. W szkołach nie wolno nauczać religii. Zaledwie 39% Albańczyków uważa, że religia jest ważnym czynnikiem w ich życiu. (2010 Gallup), co daje Albanii 13. miejsce wśród najbardziej ateistycznych społeczeństw świata.



Ironią historii jest to, że Hodża stworzył z ateizmu nową religię i wprowadził ją tak, jak najczęściej robiono to w przeszłości: nowego boga wpierw przyjmował władca, a potem na siłę musieli go czcić poddani, odrzuciwszy wpierw stare bóstwa.



Po upadku komunizmu Albania stała się ziemią pogańską, o którą biją się tureccy islamiści z arabskimi. Ostatnio zdaje się wygrywać wersja łagodniejsza, czyli ta z Turcji. Padają zarzuty, że Turcja chce poprzez islam odbudować wpływy Imperium Osmańskiego. Na youtube.com znajdziecie też amerykańskich baptystów jak lądują w środku albańskiego interioru i puszczają w wiosce film o Jezusie, ku irytacji prawosławnych zakonnic. Hodża zapewne się śmieje. Z piekła.



Jeśli mieliście nadzieję, że chociaż tutaj na odludziu nie będzie śmieci, to się myliliście. Ale krabom to nie przeszkadza:



Żegnamy monastyr i szutrową dróżką podjeżdżamy na plażę.



Jest koło 17:00 i obecnie kręci się tu jeszcze multum ludzi. Rozbijamy się koło oficjalnej plaży w pobliżu Italiańców, zapewne to albańscy Włosi. Na gazowej kuchence gotujemy makaron czym wzbudzamy u naszych sąsiadów zdumienie i pożądliwość, głośno wyrażaną okrzykami „Pasta! Pasta!”.

Najedzeni, zwycięzcy masterchefowie, nurzamy się w falach morza, które tutaj jest zadziwiająco płytkie. Idę 100 metrów w morze stopniowo się zanurzając po pas, gdy nagle, dno zaczyna się powoli … wznosić i znowu wody jest ledwo ponad kolana, dopiero kolejne sto metrów pozwala zanurzyć się po szyję.

Woda jest czysta, ale plaża oczywiście zaśmiecona, i każdy kto tu przychodzi, musi zacząć rozbijanie namiotu od uprzątnięcia tego co plażowicze zostawili. Rozglądam się i nasłuchooję, ale nie ma żadnych innych obcokrajowców oprócz wspomnianych Włochów. Znowu mam wrażanie bycia w miejscu dosyć dziewiczym dla Polaków.

Plaża, a właściwie krajobraz jaki się roztacza po drugiej stronie tej zatoki, bardzo nam się podoba. Z lewej widać góry koło Przełęczy Llogara, a w prawo ciągnie się półwysep Karaburun. Taplamy się w wodzie do 19:30, kiedy to ostatni ludzie zaczynają schodzić z plaży.

Na lewo:


Na środku:


Na prawo: (A widzicie ten punkcik na morzu? To główka jednego z nas – niewykluczone, że pełzającego po dnie tej płycizny.)


Tuż obok, na przejściu prowadzącym z plaży do drogi, znajduję lekkie obniżenie, w którym chcę rozbić namiot. Z drogi namioty nie będą widoczne, bo zaraz wjadę tu samochodem, tak aby zablokować tę przełączkę. Z plaży, jak tylko zapadnie zmrok, też nie będzie zbytnio widać namiotów.

Zaczynam wyrównywać teren i usuwać śmieci, czym wzbudzam zainteresowanie ostatniej starszawej pary, która od tego momentu zaczyna się zwijać niesamowicie wolno. Ewidentnie chcą zobaczyć po co wypłaszczam teren. Nie chcąc zdradzać naszych zamiarów, więc ściągam tu Moją Lepszą z Młodymi i … rozkładamy koc, wyciągamy ponownie kuchenkę i zaczynamy robić herbatę. To przekonuje parę Albańczyków, że nic ciekawego tu się nie będzie działo. Śmieję się, że ten Albańczyk, to może 20 lat temu w Securite pracował i donosił. Nie chce, aby ktoś nam policję na kark sprowadził, choć pewnie nic by nam nie zrobili, bo odnoszą się oni do cudzoziemców bardzo przychylnie, jak i generalnie reszta Albańczyków.



Około 100 metrów od nas jest oficjalna plaża z kawiarnią - tam coś się dzieje do około 22:00 – wrzaski, muzyka, śmiechy. Zasadniczo została teraz już tylko obsługa, bo plażowicze zmyli się przed zmierzchem. Jednak już wcześniej, koło 21:00, kiedy było już dosyć ciemno, kilkoro ludzi przeszło plażą w naszym kierunku, trochę się patrzyło w naszą stronę i wróciło. Zapewne zauważyli migotanie naszych latarek poprzez drzewa i wybrali się obadać sytuację. Zastanawiam się co widzieli i czy przypadkiem się nie przestraszyli. Jeśli tak, to dobrze.

Teraz w świetle nocy, miejsce jest jeszcze piękniejsze widokowo. Ale nie podoba mi się, że biwakujemy na samym przejściu na plażę. Chyba przez to nie za bardzo mogę spać. Wychodzi księżyc w pełni – widok na morze, na światła 100-tysięcznej Vlory i na ponury cień półwyspu Karaburun jest bajkowy. Wywalam głowę z namiotu i wpatruję w niebo. Moja Lepsza ze zmęczenia usypia szybko. Morze lekko szumi, fala za falą odmierzają czas. Wciąż nie mogę spać, waruję jak pies. Zastanawiam się jak wcześnie rano pojawią się pierwsi plażowicze i postanawiam się, że ostatni raz rozbijam się tak blisko miejsca gdzie łażą ludzie.



Morze świateł Vlory, tysiące ludzkich bytów przygotowujących się do snu… Zastanawiam się czy pop w Zvernec wciąż siedzi i czeka…
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 20-01-2014, 18:10   

DZIEŃ 14 – CZĘŚĆ 1

VLORE – NIEPODLEGŁOŚĆ, KUSUM BABA, ALE PRZED WSZYSTKIM UPAŁ

Budzę się po siódmej. Oczywiście jest już jasno i nie ma jeszcze żadnego plażowicza. Koło ósmej wywalam rodzinę z namiotów, które zaraz chowam do auta i razem siadamy na kocu do śniadania. Teraz nikt nie zgadnie, że spaliśmy tu całą noc. Można spokojnie zjeść, spakować się i zaplanować co robić dalej. Po 9:30 zaczynam już odczuwać ciepło albańskiego słońca i nie da się ukryć: budzi ono moja irytację. Wyjątkowo źle znoszę na tej wyprawie upał.

Pojawia się pierwszy samochód z plażowiczem, który daje mi do zrozumienia, że zablokowałem mu przejście na plaże, co jest półprawdą. Zablokowałem je dla samochodu, ale nie dla ludzi, a facet i tak nie chciał tu wjeżdżać. Spoko, jeszcze kwadrans i się zwiniemy.

Postanawiam, że dziś przejdziemy się po Vlore. We Vlore nie ma szczególnie ciekawych zabytków, ale mnie nie o zabytki dziś chodzi. Gdy rok temu przejeżdżaliśmy przez Vlore, zatrzymaliśmy się przy zaśmieconej i zatłoczonej plaży, a potem pojechaliśmy główną ulicą kierując się do Polski. Pamiętam, że zrobiła na mnie pozytywne wrażenie i poczułem żal, że nie mamy czasu, aby ot tak, bez pośpiechu, przespacerować się głównym deptakiem przeciętnego albańskiego miasta. Tylko te zabytki i zabytki… :)

No i jest okazja by to nadrobić. Parkujemy przy stadionie klubu piłkarskiego Flamutari Vlore i ruszamy na przechadzkę po Boulevard Ismail Quemali. (Zagadka: Polska jest wyżej czy niżej w rankingu FIFA?)

Stadion Flamutari z tyłu:


Vlora uchodzi za jedno z bogatszych miast Albanii - niektórzy twierdzą, że to dzięki mafii. Przypomina mi się, że to właśnie stąd odpływały do Włoch statki przepełnione albańskimi uchodźcami, kiedy runęły piramidy finansowe – zapewne wtedy nawiązano dużo, niekoniecznie uczciwych, kontaktów z Italią. (A po naszym Amber Gold nikt jakoś nie uciekał z Polski…)

Czuję się tu bezpieczny w Albanii, ale pamiętam film na youtube, gdzie jest mowa o tym, że znikają w tym kraju dzieci. Dlatego od jakiegoś czasu drzwi do albańskich szkół są zamykane i całości pilnuje stróż, który na koniec nauki skrupulatnie wydaje pociechy tylko rodzicom.

We Vlore napotykamy chyba pierwszą posprzątaną ulicę w kraju Skanderbega:


Vlore ma swoją chlubną kartę z racji tzw. wojny o Vlore. W 1920, gdy Włosi próbowali zaanektować te tereny, 4 tysiące Albańczyków wystąpiło przeciwko 20 tysiącom żołnierzy dobrze uzbrojonej armii włoskiej. Albańczycy często byli uzbrojeni w … miecze, kije i kamienie. Po dwóch miesiącach walk, Włosi zgodzili się podpisać traktat pokojowy i wycofać z Albanii. Pomyśleć, że przodkowie Włochów podbili pół świata…



Chciałbym powiedzieć, że idziemy spacerowym krokiem, ale to nie byłoby precyzyjne. Wleczemy się niemiłosiernie, zatrzymując gdzie się da. Zaczynamy od kawy za 2 złote w jednej z licznych kawiarni. Można też kupić kawę świeżo zmieloną na ulicy:



Kawa jak zwykle na Bałkanach pyszna, kawiarnia też wygląda ok, ale toaleta przypomina komórkę pełniąca funkcję magazynu: wiadra, mopy, kubły – ledwo zostaje przestrzeń dla fizjologii. Snujemy się dalej od jednego strzępu cienia do kolejnego, nim docieramy do baru z burkami i pizzą. Jedno i drugie tanie oraz smaczne. Nie chce nam się wychodzić, no ale dobra, co robić, nie będziemy tu siedzieć w nieskończoność.

Następny jest supermarket – wyjątkowo bogato zaopatrzony jak na Albanię. Mają klimatyzację, więc marudzimy w środku, aby opóźnić wyjście na ulice.



Tak chyba w półtorej godziny docieramy pod meczet Murada z 1557 roku, zaprojektowany przez jednego z lepszych architektów osmańskich. Ma to być przykład osmańskiego baroku, mimo, że z trudem udaje się zobaczyć jakieś zdobienia.







Moja Lepsza oświadcza, że nie zamierza nawet wchodzić do środka i zostaje z Młodą na ławce koło meczetu. To efekt śliniących się na widok kobiety muzułmanów przy meczecie w Korce rok temu. Tu też w środku rzucają się w oczy rozwaleni na dywaniku mężczyźni czytający Koran. Nie mam śmiałości robić im zdjęcia niczym krowom na pastwisku. Rzucam okiem i wychodzę - wnętrze jest nieciekawe, zapewne dlatego, że za Hodży pełniło funkcję muzeum architektury.



Dalej napotykamy grobowiec Ismail Quemali - skromny, jak na człowieka, który przyczynił się do powstania deklaracji niepodległości Albanii, właśnie tutaj we Vlore w 1912. Zapobiegło to być może rozbiorowi Albanii między Serbię i Grecję. Przyjąwszy rok 1479 rok jako moment utraty niepodległości na rzecz Imperium Osmańskiego, mamy 433 lata niewoli narodu albańskiego. Polacy, nie narzekajcie!

Premier w spódniczce – kolejny znak, że Albańczykom potwór gender był niestraszny. (A nasz premier też mógłby spódniczkę założyć?)


Quemali pełnił funkcję pierwszego premiera Albanii od 1912 do 1914. Jego życiorys pokazuje typową dla Albańczyków karierę w państwie otomańskim: był przez jakiś czas prezydentem otomańskiego parlamentu.

Wydaje się, że teraz Albańczycy mają interesującego premiera, Edi Ramę, profesora sztuki, malarza i rzeźbiarza, który kilka lat temu dostał tytuł Burmistrza Świata za zarządzanie Tiraną. (W Warszawie nie ma takich ambicji?) Chyba wiele polskich miast skorzystałoby, gdyby ich burmistrz miał poczucie estetyki.

Symptomatyczne, że Rama jest od dekady członkiem ugrupowania socjalistów, takiego albańskiego SLD. Nieważne jakich okrucieństw naród doświadczył, nieważne jaki kraj, zawsze wraca nostalgia do czasów, kiedy ktoś trzymał za mordę, ale w zamian tworzył państwo opiekuńcze, w którym każdy znał swoje miejsce. To dużo daje do myślenia o ludzkiej naturze…

Niedaleko grobowca premiera, Pomnik Niepodległości, gdzie Quemali i inni twórcy albańskiej państwowości wyrzeźbieni są u podstawy pomnika (detal ten poświęciłem na rzecz bardziej artystycznego ujęcia):


W parku na ławeczce staruszkowie grają w karty, a my zapuszczamy się w boczną uliczką. Okolica zaczyna wyglądać bardzo biednie, ludzie patrzą na nas z większym zainteresowaniem niż gdzie indziej, instynkt każe mi się wrócić, a przejmujący zapach moczu przyspiesza tę decyzję. Wracamy na główną ulicę, gdzie na kolejnym skrzyżowani, niedaleko dawnej osmańskiej wieży zegarowej, zostajemy zaatakowani.



Daliście się nabrać? :) Nie, nie przez bandytów, ale przez cinkciarzy. W sumie jedni i drudzy chcą od nas pieniędzy…
- No, thank you. No, no, no, thank you. No, thank you. No!
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template modified by Mich@ł
Strona wygenerowana w 0,35 sekundy. Zapytań do SQL: 17