Poprzedni temat «» Następny temat
Serbia, Macedonia, Albania, czyli tropem tureckich toalet
Autor Wiadomość
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 25
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 30-03-2013, 06:31   









Na początku plaży można wybrać sobie na przykład taką zatoczkę:



…ale my kierujemy się na drugi koniec plaży, żeby zapewnić sobie cień przez resztę dnia.





Niczym człowiek pierwotny, kryjemy się w mini-jaskini. W miarę posuwania się słońca po niebie, będziemy musieli wpełzać do niej coraz głębiej, aby znaleźć cień. Węszę uważnie, ale na szczęście nie była używana jako toaleta.





Na całej kilkusetmetrowej plaży szwęda się lub leży może 15 osób. W ciągu dwóch godzin dojdzie drugie tyle. W krzakach u wejścia do wąwozu kilka jeepów i kamperów. Zwykłym autem tu się nie dojedzie. Nie ma siły.

_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 25
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 30-03-2013, 06:33   



Koło południa mam już dosyć wody, pieczary, bezruchu i ruszam do kanionu Ngjipe.









Wchodzę do wnętrza kanionu, który, jest po prostu wyschniętym korytem rzeki z wyyyyyyysokimi ścianami po bokach.





Pusto, dziko, mroczno, tajemniczo. Idzie się przyjemnie ze względu na cień.















Przez jakiś czas za mną podąża jakaś para. Czy widzicie ich na powyższym zdjęciu?
Jeśli nie, to oto powiększenie - trochę oddaje skalę kanionu:



I jeszcze raz - znajdź dwoje ludzi na poniższym zdjęciu:



...i powiększenie:



Głazy, które rzeka od tysięcy lat przepycha w kierunku morza - niektóre są większe od człowieka.







Z czasem nie da się już iść bez wspinania się. Wkrótce rumowisko uniemożliwi mi posuwanie się naprzód. Trzeba zawrócić.





Z niechęcią wracam na rozpaloną słońcem plażę.

_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 25
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 30-03-2013, 06:33   

Po powrocie zaganiam towarzystwo do zbierania się. Dwa kilometry powrotnej drogi zupełnie pozbawionej cienia i wyeksponowanej na słońce okazuje się Golgotą. Jest pierwsza w południe. Podziwiam sam siebie, że mam jeszcze siły nacisnąć guzik na aparacie.







Na parking docieramy wyczerpani. Od kobiety parkingowej dostajemy butelkę z lodowatą wodą.

Dziewczyny padają w pobliżu samochodu plackiem, a ja z Młodym, po kwadransie odpoczynku, wyruszamy do pobliskiego monastyru św. Teodora.



Trzysta metrów od parkingu rozłożyło się takie to cudeńko, które przypomina mi jakąś zrujnowaną meksykańską hacjendę.







W budynku służącym za cerkwię o dziwo palą się świeczki. Mieszkańcy zapewne zostali przed chwilą zamordowani.



Poruszamy się po dziedzińcu ostrożnie: za chwilę niechybnie rozlegną się strzały.





Zwalone drzewo w poprzek schodów schodzących w kierunku morza potęguje nastrój opuszczenia i zapomnienia.





Widoki na morze, jak to widoki na riwierze: piękne.



Z żalem opuszczam to klimatyczne miejsce.

_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 25
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 31-03-2013, 20:38   

Ruszamy z powrotem w kierunku Himare i potem dalej na południe - trasą, którą przyjechaliśmy tu wczoraj.
Kilka typowych widoczków:







Ponownie wyłania się jeden z najładniejszych fragmentów albańskiej riwiery, czyli Zatoka Porto Palermo:



Na skraju zatoki funkcjonowała kiedyś jedna z trzech sowieckich baz okrętów podwodnych w Albanii. W latach 60-ych Hodża obraził się na ZSRR, zerwał sojusz, i przy okazji i zarekwirował okręty, a że Sowieci mieli wtedy ważniejsze sprawy na głowie, to nie upomnieli się o nie energicznie. Gdzieś chyba ostatnio czytałem, że można już jakoś zwiedzić bazę, ale nie bierzcie mojego słowa na to…



Na pewno da się jednak zwiedzić twierdzę Ali Paszy, pięknie położoną na półwyspie.





Parkujemy przy głównej drodze i podchodzimy kilkaset metrów podziwiając lokalne murale:



W krzakach siedzi stróż, który pośpiesznie narzuca na siebie koszulę, aby sprzedać nam bilet (6 zł za rodzinę :-) ).



Bardzo podoba nam się to miejsce. W dolnej części można się niemal pobawić w chowanego i schłodzić:





A na górze, gdzie nie popatrzeć, tam ładnie:













Oczywiście jest i farma z małżami:



Fantastycznie ubarwione są te krzaczki, których nazwy niestety nie znam:







Zamarudziwszy trochę u Alego, ruszamy dalej na południe, w kierunku tego, co miało okazać się dla mnie największą atrakcją tego wyjazdu do Albanii, a także … największym doświadczonym tu stresem.

_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 25
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 07-04-2013, 20:46   

Jedziemy zatem parę minut na południe. Na horyzoncie wyłania się plaża Qeparo:



i plaża Borschi:



Natomiast nasz cel leży jakieś 300 metrów nad poziomem morza – Stare Qeparo, albo Górne Qeparo (Qeparoi i Sipërm) - i prezentuje się pięknie jak diadem w koronie:



Dolne Qeparo jest nieszczególne, choć czytałem, że jest tu do sprzedania spory kawał ziemi pod infrastrukturę turystyczną (150 euro za m2 jakbyście chcieli kupować.)

Aby dostać się do Górnego Qeparo, trzeba wjechać trzysta metrów pod górę na odcinku około 1,5 kilometra. Droga zatem wygląda tak: sto metrów pod kątem 45 stopni (co oczywiście nie jest możliwe :D ), potem zwrot o 180 stopni i znowu 100 metrów pod katem 45 stopni tyle że w druga stronę. Nie warto nawet wspominać, że droga jest szeroka na jedno auto, a mijanek jest mało. Ciągle trzeba zmieniać biegi miedzy jedynką i dwójką. Ogólne wrażenie jest takie, że jak się zatrzymasz, to się stoczysz na dół.



Gdzieś w połowie tego wjazdu zaczyna nam coś dymić i śmierdzieć. Nie znamy się na autach, więc nie wiemy na ile to groźne, a na ile nie. Zawracać nie ma jak, droga ciągle do góry, w aucie coś się hajczy, a do góry jeszcze sporo – żyć nie umierać!

Wreszcie po kolejnym zakręcie, wyłania się zatoczka gdzie trochę miejsca na zaparkowania auta. Jest tam też Francuz z małym Citroenem, który daje nam do zrozumienia, że dalej nie należy jechać. Górne Qeparo jest tuż tuż przed nami:



Razem z Francuzem oglądamy auto, wąchamy, zaglądamy pod maskę… Wskaźniki na panelu nie pokazują niczego złego. Nic nie jesteśmy mądrzejsi…Czuć tylko smród gumy lub plastiku. Mówię trudno, i ruszamy do wioski, lecz w głowie kołacze mi się myśl, że przyjdzie nam niedługo zjeżdżać tą drogą i nie jest to nic pocieszającego.



Górne Qeparo zamieszkuje ludność greckiego pochodzenia, mówiąca zarówno po albańsku jak i po grecku i to w archaicznych akcentach, czyli od biedy możemy powiedzieć, że jesteśmy w Grecji. Na Bałkanach granice to rzecz raczej godna Monty Pythona.





Uwielbiam takie nieskażone wioski. Nie spotykamy tutaj żadnego turysty.





_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 25
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 07-04-2013, 20:47   





Ze względu na architekturę jak i na położenie, Górne Qeparo ma olbrzymi turystyczny potencjał i myślę, że za 20 lat będzie to miejsce z noclegami za 200 zł lub więcej za dwójkę, ale póki co, można snuć się po kocich łbach, zaglądać w puste zakątki i budzić ciekawość tubylców.







Zresztą niektórzy tubylcy też budzą moją ciekawość: :D



Te odległe ruiny przywodzą mi na myśl Machu Picchu, z zachowaniem proporcji oczywiście:







Chciałbym udać się do nich, ale słońce jest coraz niżej, a jazda po ciemku po tej drodze, z dymiącym autem, byłaby samobójstwem, więc choć żal mi kiszki ściska, rezygnuję. (Myśli Mojej Pięknej oscylują między zepsutym sedesem, a zepsutym autem nie mogąc się zdecydować co jest większa tragedią.)





Mam też w Qeparo mocne skojarzenia z wybrzeżem Amalfi:





_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 25
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 07-04-2013, 20:49   





Zresztą angielski poeta Edward Lear pisał, że niektóre budynki mają tu w sobie coś z weneckich pałaców:

















Niektóre chałupy tutaj maja ponad 200 lat i są bardzo zapuszczone, albo opuszczone, czyli radość dla (moich) oczu.







_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 25
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 07-04-2013, 20:50   





W tamtych czasach budowa domu nie była indywidualną sprawa, ale wysiłkiem całej społeczności, która aktywnie w budowie uczestniczyła. To poczucie wspólnoty już tu podobno jednak zniknęło razem z wieloma mieszkańcami, którzy teraz pewnie pracują na zmywakach pobliskiej Italii.







Jeśli podoba Wam się Qeparo, to nie odkładajcie wizyty. Albania ma wieloletnią strategię na zwiększenie budżetu poprzez rozbudowę turystyki. W 2011 11% produktu krajowego miało swoje źródło w 4 milionach turystów, którzy wtedy odwiedzili ten kraj.





Qeparo przyszłości będzie uładzoną wioską ze sklepami i knajpami pod turystów, gdzie lokalne babcie będą martwić się jak wcisnąć naiwnym „autentyczną” pamiątkę.







Zmierzch każe nam się zwijać. Czuję duże nienasycenie: nie poszliśmy do ruin, nie zatrzymaliśmy się w lokalnej knajpce na kawę, musiałem się spieszyć ze zdjęciami.



Ostatni spjrzenie na "moje" Qeparo". Wrócę tu jeszcze!:



Póki co musimy ruszyć w dół, za co zabieram sie z duszą na ramieniu. Okazuje się to równie stresujące jak wjazd pod górę, i niestety po kilku pierwszych metrach smród palonego plastiku albo gumy pojawia się jak zły szeląg. Pokonujemy szczęśliwie pierwsze sto metrów, skręcamy w drugie, i tu nagle, z dołu wyjeżdża… betoniarka!!! Jaka piękna katastrofa!!! :zdziw: :zdziw: :zdziw:



Przed betoniarką zasuwa na piechotę „przewodnik” betoniarki, który daje nam znać, że musimy wrócić do początkowej zatoczki. Dwieście metrów tyłem nad przepaścią z dymiąco-śmierdzacym autem?! Nie ma możliwości minięcia się, zawrócenia, i nie ma możliwości, aby betoniarka zjechał gdzieś niżej, bo jest za duża na mijankę. Jestem zatem przyparty do muru, albo raczej do przepaści u podnóża naszej drogi.



No więc co robić? Zaczynam się cofać. Pierwsze sto metrów pokonuję w miarę, ale jak przychodzi do wjechania tyłem pod górę na ostatni zakręt pod katem 180 stopni, z piszczącą Moją Piękną obok, to wymiękam… Manewr nie udaje mi się mimo kilku prób. :zdziw: Sprawę chyba utrudnia też fakt, że postanowiliśmy z Moją Lepszą wcześniej, przed zjazdem, mało używać gazu i hamulca, bo może to ma wpływ na smród dobywający się z auta. Z takim postanowieniem w tyle głowy powyższy manewr jest oczywiście nie do wykonania.



Tracę nerwy, :kosci: wychodzę z auta i pokazuję „przewodnikowi” betoniarki, aby sam sobie pokonał moim autem ten ostatni odcinek, co ów, nie przejmując się gazem, ani hamulcem czyni raz dwa.

Sytuacja jest więc taka: jesteśmy tam gdzie byli, z auta cuchnie jeszcze bardziej, robi się coraz ciemniej, i czeka nas ponownie zjazd z tej pieprz…ej góry. A co będzie jak znowu jakieś auto się pojawi? :?: :!:



Mamy uczucie, że to hamulce się palą, więc i tak zginiemy podczas próby zjazdu/ Ta refleksja działa na nas na tyle uspokajająco, że ponownie zbieramy się za spuszczanie się – bo tak trzeba to nazwać – w dół, na łeb na szyję, na spotkanie kolejnej betoniarki, śmieciarki, TIR-a i dźwigu…



Jakimś cudem udaje się szczęśliwie, w oparach palonego "czegoś tam", dotrzeć na dół.



Potem po ciemku, nadmorskimi serpentynami (żadna przyjemność!) i wąskimi uliczkami Himare zatarasowanymi kompletnie wakacyjnymi Albańczykami lub ich mercedesami – zasuwamydo naszej kwatery, gdzie można odetchnąć i zastanowić się dokąd jutro dać się ponieść losowi, który może wyglądać na przykład tak:
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 25
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 19-04-2013, 21:49   

DZIEŃ 20 – Do Berat – niekoniecznie najkrótszą drogą.

Kobieta stoi w drzwiach i groźnie potrząsa złamanym sedesem. Rzucamy się do panicznej ucieczki z drugiego piętra, w dół po schodach, potem przez podwórko, do auta i z piskiem opon odjeżdżamy. Rzucony z góry zepsuty sedes, trafia nas w ostatniej chwili w tylną szybę!

Myślę, że to jakoś tak układało się w głowie Mojej Lepszej. W rzeczywistości nasza gospodyni tylko machnęła ręką i powiedziała, że to było straszne dziadostwo, kolejna zepsuta deska sedesowa, która tu się złamała. Absolutnie nie chciała żadnej finansowej rekompensaty, dodając, że po dobrą deskę musi się wybrać do Vlory.

No cóż, póki co, to w kierunku Vlory posuwamy się my.



Było w planie zostać na riwierze trzy nocy, ale skoro kwatera znalazła się tylko na dwie, to jedziemy na północ, choć niejedna sympatyczna wioseczka jeszcze się tu kryje - na przykład ta mijana osada:



Zatrzymujemy się na najbliższej, pierwszej lepszej plaży:





Nic specjalnego, kupa ludzi, woda ciepła, hotele. Szybko się zmywamy i kierujemy ku Przełęczy Llogara, czyli na wysokość około 1010 m n.p.m.











Trochę mało zatoczek, droga wymagająca dużo uwagi, w sumie robię tylko kilka zdjęć. Nie sprzyja ich robieniu również utrzymujący się swąd gumy, plastiku, czy Bóg wie czego…

Na dole przepaści rzuca się w oczy Perroi i Thate (Suchy Potok) :











W miejscu, gdzie można się na dłużej zatrzymać autem, przyciąga uwagę pan sprzedający pamiątki z budynkiem pokrytym graffiti w tle - bardzo mi pasuje to do albańskiego klimatu. Ludzka forma życia opierająca się nicości na skraju przepaści…







Tak, tu lepiej ostrożnie stąpać:



… bo można spaść kilkaset metrów w dół:



Droga z drugiej strony Przełęczy Llogara jest już mniej malownicza, ale wciąż niczego sobie:







Wjeżdżamy do Vlory, gdzie poruszanie się autem to istny Sajgon, ale ja lubię chaos. Uderzamy na plażę również tutaj. Trochę to dla nas nietypowe, aby dwa razy w ciągu dnia włazić do wody, ale upał jest potworny. Na piachu mnóstwo ludzi, ale chcemy się pożegnać z Morzem Jońskim, bo za chwilę odbijemy od niego na zawsze. Ponieważ czystość wody budzi moje podejrzenia, każę dzieciom nie wchodzić wyżej niż po kolana.





Siadamy w plażowej kawiarni na kawę i frytki, a potem główną arterią wyjeżdżamy z Vlory. Na peryferiach zatrzymujemy się w lokalnym supermarkecie i tu Moja Piękna odkrywa, że diabli wzięli jej torebkę, a dokładniej, jedną z dwóch torebek jakie nosiła. Na szczęście były w niej mało istotne drobiazgi, z których najbardziej nam jest żal mozaiki z Butrint. Torebka najprawdopodobniej została w kawiarni na plaży. Uznaję za mało prawdopodobne, aby jeszcze tam była, więc nie decyduję się na powrót.

Koło Fier trafia nam się kolejna mała przygoda. Skręcamy w drogę, która wydaje mi się, że zaprowadzi nas do Berat od południa.. Droga – jak to Albania - jest … nówką i w wielu miejscach jeszcze nakładają siatki przeciw osuwającym się kamieniom.





Jedziemy tak sobie przyjemnie po pustym niemal asfalcie i jest super, tylko jakoś nie mogę znaleźć mijanych wiosek i miasteczek na mojej, średnio dokładnej mapie. Gdzieś po pół godzinie jazdy zatrzymuję się przy drogowej knajpie, by dopytać się o Berat.



Na pomoc rzuca się całe towarzystwo w postaci Francuzów i Włochów. Tak naprawdę są to Albańczycy, którzy życie ułożyli sobie poza Ilirią. Wspomagając się wzajemnie, dają mi do zrozumienia, że dalej jadąc tą drogą, nie dojadę do Berat. Każą się wrócić do Fier, skierować na Llushję i stamtąd jechać do naszego celu. No trudno, wracamy jakieś 40 kilometrów z powrotem.



W okolicy Fier, na przedmieściach, widzę pokaźny zakład naprawy samochodów. Zaliczyliśmy już serbski i macedoński, aż wstyd byłoby odpuścić albański serwis. Zjeżdżam, i po angielsku dogaduję się z szefem czy by nie zerknął dlaczego tak śmierdzi. Mechanik wkracza do akcji i po kilku minutach wydaje wyrok: sprzęgło się podwędziło, ale wszystko jest w porządku. Radosna to nowina, tym bardziej, że nawet nie chcą grosza za to oglądactwo.



Przed Berat zaczynam się intensywnie rozglądać na miejsce do noclegu, ale okolica jest gęsto zaludniona, tereny rolnicze, nie ma gdzie przycupnąć na noc. Domy całkiem wypasione, choć ich status obniżają wszechobecne bałkańskie śmietniska:



Albańskie “solary” można zobaczyć w tej okolicy niemal na każdym domu:



Pluszaki zaś wiszą, aby uczcić koniec budowy, a przynajmniej stanu surowego:



Gdy jakieś 10 kilometrów przed Berat dostrzegam napis „camping” nie waham się i skręcam. Sto metrów od drogi, przy solidnie wyglądającym domu, jest prywatny camping na kilka aut. Cena za noc niewygórowana, bo 60 złotych. Wokół kamper Angoli i auto Francuzów. Cicho, spokojnie, łazienki też w bardzo dobrym standardzie, tak, że nie będzie kolejnej przygody.



Bardzo miła gospodyni proponuje nam obiad. Ma tylko jakieś tam mięso, pizzę, frytki i sałatkę. OK, bierzemy. Dostajemy miejsce na piętrze, na balkonie domu, sztućce przynoszą dzieciaki gospodyni, stawiają też michę domowych soczystych winogron, które znikają w ciągu 30 minut jakie potrzeba by pojawiło się główne danie. Jest super, a jego największa atrakcją okazuje się sałatka z domowych pomidorów, ogórków, oliwy i sera koziego – do pożarcia w olbrzymich ilościach. Rewelka. Na koniec kawka, i życie zdobywa nowy blask! (Za 2 spore pizze, 2 porcje steku z frytkami i tzatziki, ową wielką pyszną sałatkę, misę winogron, 4 wody i 2 kawy, płacimy 80 złotych.)

Zasypiam, zastanawiając się czego dzisiaj się nauczyliśmy…
Hmmm, odkryliśmy odpowiedź na ważne, nurtujące niejednego człowieka pytanie: „Dlaczego kobiety mają dwie torebki?”

Odpowiedź brzmi: „Aby móc jedną zgubić bez większych strat.”

Na kolejnych odkrywców czekają pozostałe zagadnienia:
„Dlaczego kobiety mają trzy torebki, cztery, pięć, …dziesięć,…?”
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 25
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 25-04-2013, 20:25   

DZIEŃ 21 – Berat - miasto tysiąca okien.



Parkujemy w środku starego Beratu, skąd dostępny jest dla oczu taki widoczek na starą dzielnicę Mangalem. To ujęcie tkwi mi w głowie, bo kojarzy mi się z momentem, gdy jakieś 10 lat temu siedziałem przy komputerze i czytałem artykuł (okraszony właśnie takim zdjęciem) o atrakcjach Albanii. Wtedy miałem poczucie, że nigdy tu nie dotrę. A bo daleko, a bo niebezpiecznie, a bo drogi fatalne, itp.



Zapewne każdy ma kilka takich miejsc, które kiedyś chciał zobaczyć, a kiedy już do tego doszło, odczuł rodzaj zdziwienia, że, no cóż, udało się. A ten kto tego nie doświadczył, zapewne wiedzie smutne życie bez marzeń…



My ruszamy najpierw w kierunku dzielnicy Gorica, przechodząc przez tę kładkę na lewy brzeg rzeki Osum:





Gorica to kilka wąskich uliczek, gdzie czekają na swój koniec starcy, przesypiają życie koty i dogorywają stare mercedesy.







Nie zdziwiłbym się, gdyby mieszkańcy Albanii dzielili się na zwolenników Beratu i Girokastry. Oba malownicze, oba wpisane na listę UNESCO, oba na wzgórzach. Ciekawe czy futbolowi chuligani FK Tomorri Berat i KS Luftëtari Gjirokastër są na wojennej ścieżce czy też raczej łączy ich braterstwo krwi?





Berat wygrywa zGirokastrą tym, że Kala, czyli twierdza na wzgórzu jest zamieszkała i zachowały się tam stare domy. Wydaje się też być bardziej zdefiniowany przez swoje trzy dzielnice: Gorica, Mangalem i wspomnianą właśnie Kalę. Stara Girokastra broni się swoimi wielkimi domami, których w Berat brak.



Berat był miastem rzemieślników i kupców, a Girokastra raczej miastem wielkich właścicieli ziemskich, co przełożyło się na wielkość domów.





Oba miasta mają swoje slogany. Berat to „miasto tysiąca okien”, a Girokastra to „miasto tysiąca stopni”, ale chyba też spotkałem określenie (a może wymyśliłem?) „miasto tysiąca (srebrnych) dachów”.





W samym Berat zapewne można by spotkać tych, którzy wolą dzielnicę Gorica od dzielnicy Mangalem, albo odwrotnie. Gorica była dawniej prawosławna, a Mangalem muzułmańskie. UNESCO podkreśla, że Berat jest przykładem miasta, w którym obie te społeczności mieszkały w pokoju.



Spotykam w Goricy niepełnosprawnego umysłowo nastolatka.



Próbuje mi coś przekazać po albańsku i z użyciem rąk. Sprawa ma chyba związek z aparatem fotograficznym, ale nie potrafię zrozumieć czy chce, aby mu zrobić zdjęcie, czy też chce, aby mu go nie robić. W rezultacie głupio i grzecznie uśmiechamy się, powoli oddalając się.



Nazwa miasta oczywiście pochodzi od polskiego słowa „beret”, gdyż w XV wieku osiedlili się to polscy rzemieślnicy z Podhala wyrabiający właśnie nakrycia głowy.



Jeśli jednak nie kupujecie tej wersji, to jest też inna, że Berat to inaczej Belgrad, czyli „Białe Miasto”. Nie jest to nic dziwnego, bo i Bułgarzy i Serbowie zarządzali tymi terenami w przeszłości.



Pewne rozbawienie budzi we mnie dawna bizantyjska nazwa miasta: Pulcheriopolis. W czasach gdy osada stawiała opór rzymskim legionom nosiła nazwę Antipatreia.



Naliczyłem, że w całej swej historii, Berat należał do 12 państw.



Na drugim końcu Goricy są pozostałości starego mostu z 1780 roku, który to przekroczywszy, idziemy wzdłuż wzgórza, na szczycie którego jest twierdza. Na jego zboczu rozsiadła się zaś dzielnica Mangalem.



Ostatni rzut oka na Goricę z mostu:



Idąc wzdłuż Osumu warto zaglądnąć do malutkiej wytwórni lodów. Wybór jest niewielki bo tylko 4 smaki, ale lody są pyszne i kosztują około 70 groszy za gałkę.
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 25
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 25-04-2013, 20:26   

















Mangalem nie różni się dużo od Goricy. No, może uliczki są jeszcze węższe i bardziej strome. Jest tu za to ta sama cisza i typowe bałkańskie domki z XVIII i XIX wieku.

















_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 25
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 25-04-2013, 20:28   

Obchodzimy wzgórze i postanawiamy wejść na twierdzę raczej niż wjechać na nią autem.













Po drodze napotykamy muzeum etnograficzne, do którego chętnie wstępujemy.



Nie wolno tu robić zdjęć w przeciwieństwie do wielkiego domu w Girokastra. A szkoda, bo charakter budynku, mimo podobieństw, jest inny. Dyskretnie cykam chociaż 3 fotki:



Szczególnie fajny jest przestronny otwarty salon:





Swobodnie mogę za to sfotografować tutejszą turecką toaletę, chyba pierwszą na tych wakacjach, która jest czysta, zadbana i wygląda niemal jak happy end, do tej, zbliżającej się do końca, relacji:



Wdrapujemy się ścieżką na Kale (czyli wzgórze z twierdzą), trawersując strome zbocze i wchodzimy jakąś boczną bramą w otoczeniu śmieci.





Jak się później okaże, uniknęliśmy przez to groszowej opłaty za wejście, którą uiszcza się przy bramie głównej, a do której trafia większość turystów podjeżdżających tu autem. Koło bramy znajduje się ta cerkiew św. Teodora, o ciekawym kształcie:





Twierdza jest zasadniczo z XIII wieku i oprócz domów, są tu pozostałości tureckich meczetów i bizantyjskich kościołów (podobno było ich tu kiedyś 20!).
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 25
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 25-04-2013, 20:29   



O tym, że Turcy pobłażliwie obchodzili się z prawosławiem, świadczy fakt, że w XVI wieku powstała tu szkoła ikonografii mistrza Onufrego. I to właśnie jego muzeum znajduje się w katedrze św. Mikołaja. (Zakaz zdjęć w środku.)





Warto oglądnąć znajdujące się tu freski i ikony, wypatrując szczególnie jaskrawej czerwieni, która mistrz Onufry sam wynalazł, a Francuzi nazywali „czerwienią Onufrego”. Nigdy nie zdradził tajemnicy barwnika i sekret umarł razem z nim.





Z „czerwonego” meczetu ostał się jeno minaret:



W pewnym momencie woła nas jakiś Albańczyk i zachęca do oglądnięcia mozaiki, którą właśnie odkopali pracujący tu archeolodzy. Kiedy docieramy na miejsce okazuje się, że zdążyli już jednak mozaikę zasypać piaskiem! Ale spodobała nam się życzliwość Albańczyka, który mógł nas przecież potraktować jak powietrze.





Do zbocza cytadeli przylgnęła cerkiew Trójcy Świętej (niestety zamknięta):





Twierdza oferuje rozległe widoki na wszystkie strony świata:











Ten budynek w nowszej części miasta budzi nasze szczególne zainteresowanie. Wydaje się próbą skopiowania Kapitolu. To chyba jedyny kraj, w którym muzułmanie kochają Amerykę.
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
Ostatnio zmieniony przez solniak 25-04-2013, 20:31, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 25
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 25-04-2013, 20:30   



Schodzimy na dół wzgórza, gdzie można jeszcze obejrzeć trzy meczety.



Meczet Kawalerów nosi swoją nazwę od asystentów sklepowych, często wolnego stanu, których lokalni kupcy używali jako swoją prywatną milicję. Tutaj zapewne zbierali się by prosić Allacha o żonę.











Równie ciekawa jak meczet, wydaje się klinika dentystyczna na 9 metrach kwadratowych. Ceny zapewne nie wygórowane:



Miasto leży pomiędzy dwoma wzgórzami Tomorri i Shpirag, z którymi związana jest legenda o dwóch olbrzymach, o takich właśnie imionach. Zakochani w tej samej dziewczynie stoczyli zaciekły bój, który zakończył się śmiercią obydwu. Gdy upadli, zamienili się w góry, a łzy dziewczyny utworzyły rzekę Osum, w której sama utonęła. Po prostu tragedia.



Na Shpirag widnieje napis „NEVER”.



Zastanawiam się o co się rozchodzi i zagadkę rozwikłam dopiero później w domu, kiedy zaglądnę do wikipedii:



Ktoś złośliwie przerobił imię albańskiego dyktatora „ENVER”. Never Enver. Miejmy nadzieję, ze „never”, choć historia nie skłania do optymizmu.

Wielkie napisy to już albańska tradycja.

Stasiuk pisze o tym tak:
”Wiejscy nauczyciel układają z kamieni wielkie hasła na wzgórzach. „Czujność, czujność, czujność.” „Najniebezpieczniejszy wróg, to wróg o którym się zapomina.”, „Trzeba myśleć, trzeba pracować, trzeba żyć jak rewolucjoniści” […] Kamienne hasła najlepiej widać z góry, z nieba. Stanowiły wyzwanie dla wszechświata. Zdaje się, że to był plan maksimum, w którym nie chodziło ani o Chiny, ani o Sowiety, ale o nawrócenie całego kosmosu.”


Na koniec spaceru po mieście, lądujemy w restauracji położonej przy uliczce ciągnącej się wzdłuż Osumu, niedaleko wspomnianej lodziarni. Kelner i kucharz w jednej osobie jest Włochem i mówi tylko po włosku, ale zaraz pojawia się albański właściciel i wdaje się z nami w dłuższą rozmowę po angielsku.



Okazuje się, że jest inżynierem w lokalnej fabryce, a na odnowienie lokalu wziął kredyt i jest ewidentnie dumny z tego, że udało mu się go odrestaurować w starym albańskim stylu. Narzeka na korupcję, ale wierzy w lepszą przyszłość kraju. Wspomina jak kiedyś odwiedził Kraków i życzy nam miłego pobytu w Albanii.



Czas pożegnać się z Beratem. Dualizm Tomorri i Shpirag sprawia, że zestawiam ze sobą niepełnosprawnego z Goricy i naszego inżyniera restauratora. Jeden niczego nie osiągnął i nie osiągnie, drugi osiągnął już dużo i wszystko przed nim. Jeden ledwo komunikuje się ze światem, a drugi nawet z obcokrajowcami. Jeden mieszka w Goricy, a drugi w Mandalem. Codziennie patrzą na drugi brzeg rzeki Osum. I nigdy się nie zobaczą.
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
sprox
Mina


Pomógł: 1 raz
Dołączył: 25 Lut 2011
Posty: 1256
Wysłany: 26-04-2013, 00:18   

Az sie boje pochwalic, by znowu nie dostac jakiejsc kwasno-solnej (solniakowej) riposty.
Jednak nie moge sie powstrzymac: fotografie sa po prostu urzekajace, narracja wartka i odpowiednio oszczedna, acz precyzyjna. Super relacja!.




Zeby nie bylo, ze nie umiem dolac lyzki dziegciu do miodu ( :) ):
Ceny zapewne nie wygórowane
Jezeli "wygórowane"w Twojej intencji mialo byc przymiotnikiem, to "nie" z przymiotnikiem piszemy razem od zawsze.
Jezeli jednak "wygórowane" mialy byc w Twoim zamysle imiesłowem przymiotnikowym [nie (są) wygórowane], to niestety spóżniłes sie z taką interpretacją o jakies 15-16 lat. Od 1997 roku imieslowy przymiotnikowe z "nie" - poprawnie pisze sie lacznie. Sorry, nie moglem sie pwstrzymac :)
_________________
Unión Europea nos trae por la calle de amargura.
European Union brings us down the street of bitterness.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template modified by Mich@ł
Strona wygenerowana w 0,37 sekundy. Zapytań do SQL: 16