Z Wieliczki do ... Dalmacja |
Autor |
Wiadomość |
solniak
Gallus gallus
Pomogła: 2 razy Wiek: 24 Dołączyła: 18 Lip 2007 Posty: 3238 Skąd: z internetu
|
Wysłany: 29-03-2012, 19:57
|
|
|
Warto wspomnieć jak skończyli janczarzy.
Ich kasta była siłą skostniałą i przeciwną wszelkim zmianom. Czerpała duże korzyści, wyciągając spore pieniądze z kasy państwa, sama zaś uległa degeneracji, gdyż z czasem do korpusu przestano brać przypadkowych dzieciaków z derwishime, a zaczęto wpisywać członków janczarskich rodzin. I tak wartość militarna korpusu spadła. Natomiast politycznie janczarzy stali się tak silni, że sułtani, którzy próbowali odbierać im przywileje, albo tracili żyli, albo stanowisko.
I potrzeba było odważnego i silnego sułtana, Mahmuda Drugiego, który w1826, postanowił zmodernizować Imperium Osmańskie i wydał edykt rozwiązujący korpus janczarski, aby stworzyć nową armię, opartą na Turkach. Na ulicach Konstantynopola doszło do krwawych zamieszek, w czasie których kawaleria i artyleria zmasakrowały zbuntowanych janczarzy. Ci, co przeżyli, zostali straceni lub uciekli, a ich majątki zostały skonfiskowane.
Zadanie domowe pierwsze: wskaż w Polsce grupy, które obrosły niesłusznymi przywilejami i teraz nie chcą ich oddać, a kolejne rządy boją się ich ruszyć, bo grupy te mają sposoby, aby rząd zastraszyć. Zadanie domowe drugie: na ile oceniasz szanse, że w ciągu najbliższych dwóch dekad znajdzie się polski Mahmud Drugi, który, w imię modernizacji Polski nie będzie bał się tupnąć nogą?
Warto na boku zauważyć, że ponieważ janczarzy byli brani głównie z terenów Bośni i Albanii, to właśnie mieszkańcy tych krain byli w znacznym stopniu odpowiedzialni za zdobycze terytorialne Imperium Osmańskiego! Tak, tak...
Likwidację janczarzy bardzo źle przyjęto więc szczególnie w Bośni i Albanii. Ludność chrześcijańska na Bałkanach zwróciła się z wrogością zarówno przeciwko nowej armii otomańskiej, jak i przeciwko lokalnej ludności, która przeszła na Islam. Tak oto kiełkowało ziarenko tego, co miało się wydarzyć na Bałkanach w latach 90-ych XX wieku...
***
Kilkadziesiąt minut jazdy dalej w głąb Bośni i Hercegowiny. Docieramy do Blagaju. Blagaj podobno pochodzi od słowa "blaga", czyli łagodny, bo taki ma być tu klimat. Faktycznie: 36 stopni w cieniu to bardzo, bardzo łagodny...
Zatrzymujemy się na kawę i lody w kawiarni, aby Moja Lepsza nabrała sił. Zaczyna skarżyć się, że jej trochę słabo, że mroczki przed oczyma, ucisk koło serca.
Na przeciwko kafejki cmentarz islamski. Ścięty stożek na szczycie nagrobka to fez, tradycyjne nakrycie główy w krajach muzułmańskich. W Turcji wprowadził je obowiązkowo ten sam sułtan, który rozprawił się z janczarami, aby zmodernizować ubiór. Zakazał fezów wiek później twórca nowoczesnej Turcji - Ataturk - ... z tego samego powodu. W sumie miał rację: sto lat dla tego samego fasonu to w modzie stanowczo za dużo.
Po typie fezu można rozpoznać do jakiej klasy społecznej należał człowiek. Nie jestem pewien czy to miało takie znaczenie dla zmarłych.
Moja Piekna nie poddaje się i jest gotowa iść dalej. Niepokojące objawy nie minęły, ale suniemy dalej..
Po krótkim spacerze docieramy do źródła rzeki Buny, dopływu Neretvy. To jedno z największych źródeł w Europie. Moja Lepsza siada w cieniu na brzegu, aby odpocząć. Może zrobić sobie okłady z chustki zamoczonej w tej zimnej, bo 10-stopniowej wodzie. Ja z dziećmi decyduję się wpłynąć, do położonej pod 200-metrowym klifem z gniazdem orłów na szczycie, jaskini, gdzie wypływa Buna.
Łódkę obsługuje ojciec i jego potomek. Charon z synem - jakoś tak mi się kojarzy. Młody Charon łamaną angielszczyzną opowiadają nam o francuskim nurku, który utopił się tutaj podczas eksplorowania źródła.
To, plus opowieści Charona jak głębokie jest źródło, plus klaustrofobiczna aura jaskini, budują sympatyczny nastrój, wart tych 4 euro wydanych na 10-minutową wycieczkę do źródeł Buny.
Pod skałą, zbudowana z rozkazu sułtana, przycupnęła tekija, czyli dom, pustelnia derwiszów. Zbudowano ją wtedy, gdy Sokollu Mehmed Pasza miał 14 lat.
Trochę podobni do chrześcijańskich zakonników, trochę do indyjskich fakirów, derwisze wyrośli w świecie islamu z protestu przeciwko bogactwu elit, z dążenia ku ascezie i ekstazie.
Wzbogacili oni rozumowy Islam, sercem, fantazją i mistycyzmem. Jak nazwać bowiem to, że niektórzy z nich wierzą, że naśladując tańcem ruch planet zbliżą się bardziej do Allacha, albo, że za literami kryją się ukryte magiczne znaczenia? Dorzucili też do Islamu świętych, co oczywiście monoteistycznym islamskim ortodoksom bardzo się nie podoba. Ciekawe, dlaczego w chrześcijaństwie tak gładko przeszło dorzucenie do kanonu wiary świętych?
derwisz (z wikipedii)
A na końcu jaskini gołąb i jego gniazdo - gen walczy, aby się odtworzyć...
Po wyjściu udajemy się do restauracji, która położona jest dosłownie NA rzece, a dokładniej na podestach położonych wzdłuż Buny.
Zamawiamy duże mięsne lub rybne porcje, a ja jeszcze biorę bakławę, tradycyjny turecki deser. Moja Lepsza wygląda coraz bardziej niewyraźnie. Kelner przynosi jedzenie. Zjadam pierwszy kęs i tu Moja Lepsza mówi, że mdleje, że zaraz odleci.
Gdzie jest k... ten kelner? Jest! Pytam się jak znaleźć "doktora". "Moment!" i kelner odchodzi. Czekam i obserwuję Moją Piękną - póki co siedzi, jeszcze się nie przewróciła, dzieci jedzą, jakby nigdy nic. Po chwili wraca kelner z jakąś kobietą. Ona weźmie nas do doktora. Rzucamy praktycznie nienapoczęte porcje.
Irma każe nam wskoczyć do swojego auta i mówi, że jedziemy do doktora. Nie wiem do jakiego doktora, w jakim mieście, jak długo będziemy jechać. Życie nabrało dziwnego przyspieszenia. Obok Irmy, na przednie siedzenie pakuje się jeszcze jakiś chłopak. Cała nasza czwórka wciska się do tyłu auta, i w drogę!
Wkrótce okazuje się, że Irma mówi trochę po angielsku. Jest właścicielką restauracji w Blagaj, w której nieopatrznie zamówiliśmy obiad; chłopak to jej syn. Z duma opowiada, że kiedyś pracowała w Niemczech, stamtąd zabrała zarobiony kapitał i męża-Niemca, wróciła do Bośni i dziś zatrudnia ponad 30 osób, a oprócz restauracji, buduje w pobliżu Aquapark.
Jedziemy do Mostaru. Na pogotowie. Moja Lepsza jakoś się trzyma. Póki co jest przytomna.
Wołają mnie do środka. Bośniacki Dr House zadaje mi pytania o żonę, która leży przytomna na łóżku. Robią jej EKG. Irma tłumaczy z bośniackiego na angielski. Nasz bośniacki Dr House jest trochę zblazowany, ale konkretny, tak jak każdy Dr House powinien być. Zastanawiam się, czy może jest zblazowany dlatego, że kilkanaście lat temu musiał latami ratować tu ludzi rozerwanych granatami i postrzelonych przez snajperów, a dziś musi się zajmowac banalnymi przypadkami omdleń?
EKG w porządku. Pada diagnoza: udar słoneczny. Moja Lepsza dostaje zastrzyk z witaminami. Wkrótce jest w stanie podnieść się. Dziękuję i pytam się ile się należy. Nie mam bośniackich marek, więc płacę euro - wychodzi około 60 złotych za całe zamieszanie. Irma wiezie nas z powrotem do Blagaja.
Na końcu podróży, w restauracji, którą tak szybko opuściliśmy, dziękujemy Irmie i płacimy za nasze dania. Miałem cichą nadzieję, że ponieważ praktycznie ich nie tknęliśmy, kelnerzy schowają je na nasz powrót. Niestety tak nie zrobili, ale jest nuta pocieszenia: zachowali moją bakławę!
Zanim ruszymy w drogę powrotną, powoli delektuję się moim słodkim deserem, którego cena z 10 zł, zmieniła się przez dwie godziny na 200 zł, zważywszy, że pozostałe jedzenie nie zostało skonsumowane, ale zapłacone.
Tak, to wyjątkowa pyszna baklava...
I to dobry dzień: tak jak planowaliśmy, udało nam się dziś dotrzeć do Mostaru.
Dom derwisżów jest w remoncie - trzeba będzie w przyszłości wrócić, aby go zobacyzć w środku, no i zjeść pełny posiłek, który nam uciekł dzisiaj.
***
Aha, i nie wszyscy mieli takie szczęście jak my dzisiaj.
Sokollu Mehmed Pasza (z wikipedii)
11 października, 1578 roku, nieznany derwisz prosi o widzenie z Sokollu Mehmed Pashą, który zgadza się, aby wprowadzić nieznajomego. Derwisz wyjmuje sztylet i dźga Wielkiego Wezyra. Syn serbskiego pasterza jeszcze przez 3 godziny jest przytomny. Potem odchodzi do Allacha.
|
_________________ Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. " |
|
|
|
|
solniak
Gallus gallus
Pomogła: 2 razy Wiek: 24 Dołączyła: 18 Lip 2007 Posty: 3238 Skąd: z internetu
|
Wysłany: 01-04-2012, 07:54
|
|
|
Dzień piętnasty wyprawy, 9 sierpnia 2011.
Moje Lepsza czuje się ok. Ale lepiej to przetestować, czyli postanawiamy wrócić do Mostaru i rozszerzyć znajomość miasta o coś więcej niż tylko budynek tamtejszego pogotowia.
Po drodze decyduję się zjechać jeszcze w dół do Delty Neretvy. (Trochę zdjęć porobionych Delcie z góry, z Jadranki, było zamieszczonych już wcześniej w relacji.) Cykam kilka kolejnych i zjeżdżamy w dół między kanały, przesmyki i inne cieki.
Zerkam do "Dalmacji poza czasem" Grubisica, aby cokolwiek dowiedzieć się o tym rejonie. Jeszcze 60 lat temu było to malaryczne bagno, które poddano melioracji. Niektóre poletka to wyspy, na które rolnicy udają się w swoich łódkach, czyli rzucają do żony tekst "Wypływam w pole." (No właśnie, jak ludzi na wsi przekonać, że wychodzi się na dwór? A jak przekonać polskiego rolnika, że wypływa się na dwór?
Na neretwiańskim polu uprawia się miedzy innymi arbuzy, nektarynki, a nawet kiwi.
Zły rok dla miejscowych rolników to ten, kiedy ... uprawy świetnie się udają. Cena skupu jest wtedy taka, że lepiej zostawić cytrusy na drzewach niż je zrywać, bo sprzedaje się je w 50-kilogramowych workach po cenie niższej niż ziemniaki.
W Dalmacji zdaje się być tylko jeden klub piłkarski:
Może takie wahania przychodów miejscowych rolników sprawiają, że kupione przez nas na przydrożnych straganach owoce były 2-3 droższe niż te w supermarkecie. U nas, jak kupujesz od "baby" na targu lub przy szosie, to raczej oczekujesz, że ta cena będzie niższa niż w sklepie.
Wiszące ogrody Babilonu w wersji chorwackiej:
Nie jest to druga sobota sierpnia, więc nie zobaczymy na Neretvie maratonu łódek w jakich piraci z Delty nękali wenecjańskie okręty.
Kluczymy trochę tu, trochę tam, czyli gdzie nas oczy niosą. I chociaż jestem zakochany w Delcie ruszamy dalej na drugi podbój Mostaru.
Kierujemy się znowu do Metkovic, z nadzieją, że dziś przejście będzie otwarte i faktycznie jest. |
_________________ Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. " |
|
|
|
|
ArturSosin
Nadszybie
Pomógł: 20 razy Dołączył: 11 Lut 2009 Posty: 4295
|
Wysłany: 01-04-2012, 09:02
|
|
|
solniak napisał/a: | lepiej zostawić cytrusy na drzewach niż je zrywać, | Czyli maja cos wspolnego z naszymi. Rolnicy wszystkich krajow-laczcie sie!
solniak napisał/a: | na przydrożnych straganach owoce były 2-3 droższe niż te w supermarkecie | Kazdy ma swoje doswiadczenia. Moje sa takie jak porownanie warzyw z Biedronki i od Wrzesniaka, wiec czesto warto zaplacic wiecej. |
|
|
|
|
solniak
Gallus gallus
Pomogła: 2 razy Wiek: 24 Dołączyła: 18 Lip 2007 Posty: 3238 Skąd: z internetu
|
Wysłany: 01-04-2012, 09:40
|
|
|
Tylko nawet u Wrześniaka nie są chyba 2-3 razy droższe niż w Biedronce - nie wiem, bo nie zaglądam do Biedronki. |
_________________ Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. " |
|
|
|
|
solniak
Gallus gallus
Pomogła: 2 razy Wiek: 24 Dołączyła: 18 Lip 2007 Posty: 3238 Skąd: z internetu
|
Wysłany: 14-04-2012, 08:56
|
|
|
Bośnia i Hercegowina jest żartem. Nic tu nie jest tak jak powinno być.
Powinniśmy wjechać do Bośni i Hercegowiny, ale okazuje się, że wjechaliśmy do Federacji Bośni i Hercegowiny. Jeśli myślisz, że Federacja Bośni i Hercegowiny to pełna nazwa tego kraju, to się mylisz - to jedna z jego dwóch części, zamieszkana zasadniczo przez Bośniaków i Chorwatów, a druga nazywa się Republiką Serbską i zdominowana jest przez Serbów. (Wyobraźmy sobie Polskę, która jest podzielona administracyjnie na dwie części: Federację Polaków i Niemców, oraz Republikę Rosyjską - tak by się to chyba jakoś tłumaczyło na nasze realia.)
(wszystkie mapy z wikipedii)
Zreszta mówiąc dokładnie, to wjechaliśmy do Hercegowiny, która stanowi trójkąt w dole tego dziwacznego kraju. To serce serca, bo sami mieszkańcy twierdzą, że Bośnia i Hercegwina przypomina kształtem serce. Serce Bałkanów, serce Europy, serce konfliktów, serce głupoty, czyli ludzkiej natury, i tak mi sie jeszcze skojarzyło: conradowskie The Heart of Darkness...
(Hercegowina to ta niebieska część BiH)
Bez problemów trafiamy do wodospadów Kravica, a tam gdzie mamy problemy pytamy się bośniackiej dziewczyny. Na parkingu zostawiamy auto i schodzimy 15 minut na dół pod wodospady. Wydaje mi się, że parking jest przygotowywany, aby pobierać opłatę za wjazd. W 2011 wszystko tu jest bezpłatnie, ale Bośniacy zapewne szybko naucza się od Chorwatów, że zarobić można i na parkingu i na wstępie do wodospadów. Powtórzę moją mantrę: śpieszmy się zwiedzać Bałkany - tak szybko drożeją...
Przekroczywszy granicę Bośni i Hercegowiny nie napotykamy Boszniaków, ale za to Bośniaków owszem. Dlaczego? Ano dlatego, że Bośniacy, to wszyscy mieszkańcy Bośni i Hercegowiny, a Boszniacy, to bośniaccy muzułmanie. Skoro przy granicy z Chorwacją żyją głównie katoliccy Chorwaci, to mamy do czynienia z Bośniakami, ale nie Boszniakami.
Zastanawiam się co sprawiło, ze akurat tutaj i w Albanii przechodzono tak chętnie na islam. Generalnie łączyło się to z finansowymi korzyściami: nie trzeba było płacić niektórych podatków, pojawiała się możliwość nabywania ziemi i piastowania niektórych urzedów. Czyżby w Bośnii i w Albanii ludność była najbardziej ... chciwa? Albo po prostu racjonalna. Albo miał na to wpływ opisany wcześniej system poboru dewszirme, który był praktykowany głównie w Bośnii i Albanii.
Chorwatów w BiH jest 14%, Boszniaków - 48%, Serbów - 37%, razem jakieś 4,5 miliona ludzi - wystarczająco, aby co jakiś czas urzadzić sobie niezłą jatkę. Jeśli każda z tych nacji ma inną religię, Boszniacy - Islam, Serbowie - prawosławie, Chorwaci - katolicyzm, to naprawdę robi się kocioł, bałkański kocioł.
Woda jest tu zimniejsza niż w morzu, ale jak widać da się wytrzymać. Ja wytrzymuję aż 5 minut. Samo miejsce ma dużo uroku mimo znaczej ilości ludzi.
Układ w Dayton z 1995, kończący wojne w BiH, zdaje się nie nauczył negocjatorów nic. Kto przy zdrowych zmysłach wierzy, że kraj podzielony między 3 narody, różniące się religią i obarczone 2 wojnami (a nawet więcej) wzajemnych masakr i animozji, przetrwa? Ta prowizorka kiedyś się rozsypie i to z podobnym hukiem jak 20 lat temu.
Nie lepiej było przeprowadzić racjonalne wysiedlenia, aby ujednolicić etnicznie każdy region, a następnie cześć serbską dać Serbii, cześć chorwacką Chorwacji, a Bośnię i Hercegowinę zostawić tylko Boszniakom? Wiem, wiem, jestem niepoprawny politycznie, bo ludzie muszą się kochać bez względu na swoje etniczne i religijne pochodzenie. Zamiast tego mamy dziś w BiH skłócone małżenstwo (a własciwie trójkąt), którego strony nie mogą się rozwieść, a muszą mieszkać we wspólnym mieszkaniu w atmosferze wrogości.
Aby było śmieszniej, kraj ma trzech prezydentów wchodzących w skład Prezydium Republiki. Przewodniczący tego trójgłowego smoka zmienia się co 8 miesięcy, żeby broń Boże, jakaś nacja nie była faworyzowana przez dłuższy czas. Rząd centralny mianowany przez Prezydium ma już tylko 2 współpremierów, co jest jakimś postępem... Ale i tak zarówno Federacja Muzułmańsko-Chorwacka jak i Republika Serbska mają własne parlamenty i rządy.
Jak tu się dziwić, że na tych terenach rozpętano pierwszą wojnę światowa, albo, że to tutaj miało miejsce największe ludobójstwo w Europie po drugiej wojnie światowej. Brzmi zachęcająco - mógłbym chyba układać foldery reklamujące Bośnię i Hercegowinę...
Srebrenica: 8 000 muzułmanów zabitych przez zbrojne oddziały Serbów. Bardziej może niż masakra, szokuje wyznanie jednego z bośniackich polityków: "Clinton zaproponował mi w kwietniu, żeby [serbskie] siły weszły do Srebrenicy, zmasakrowały 5 tys. muzułmanów i wtedy będzie interwencja wojskowa [NATO]." W ludobójstwo zabawiali się tu zresztą nie tylko Serbowie, ale i pozostałe strony konfliktu.
Nad wodą niesie się pieśń pielgrzymów wracających z pobliskiego Medjugorie. Nie kojarzę żadnego cudu, który by się mi przytrafił, więc rezygnuję z wizyty w miejscu maryjnego objawienia, choć może ma sens kiedyś zastanowić się jakie czynniki sprawiły, że objawienie owo przytrafiło się właśnie tutaj, w tamtym czasie, i zyskało papieską aprobatę jako "oficjalne" objawienie. Ale to innym razem.
W kontekście religijnym przypominają mi się bogomilcy, którzy działali aktywnie na Bałkanach. Religia ta zapoczątkowana w X wieku, głosiła, że Bóg miał dwóch synów: Jezusa i Szatana. I to właśnie Szatan stworzył świat! Urocze, prawda? Tacy średniowieczni sataniści. Odrzucali Stary Testament, kult maryjny, odpusty, święte obrazy, dni świąteczne, liturgię, hierarchię. Nic nie budowali, bo materia to przecież dzieło Szatana. Jak można się domyślić, nie byli popularni w Watykanie.
I pamiętajmy, że nie tylko pierwsi chrześcijanie umierali mężnie i godnie za swoje poglądy: w 1118 r. w Konstantynopolu, Bazyli Bułgar został spalony z innymi bogomiłami, bo odmówili wyrzeczenia się swoich poglądów. Czy Nergal też miałby tyle zaparcia?
Bogomilizm miał swoje zajefajne warianty. Można było wybierać miedzy odłamem Cyryla Bosego, którego fani uprawiali nudyzm (powrót do Raju oczywiście!), a z kolei mnisi Teodozjusza zabawiali się poprzez orgie, słusznie uważając, że aby doświadczyć poważnej pokuty, trzeba się najpierw celowo zbrukać. Bogomiłowie przetrwali gdzieś do XV w. i dobrze, że nie dłużej, bo dziś ciężko byłoby nam się przecież zdecydować, do którego odłamu się zapisać lub na który odłam odpisać 1% podatku.
Bogomili dali podstawy państwowego kościoła bośniackiego, który papieże także aktywnie zwalczali jako herezję, choć podobno ostatni wyznawcy przetrwali aż do XIX wieku, kiedy to przeszli, oczywiście, na islam. Do dziś trwają kontrowersje, na ile kościół ten był w swej herezji katolicki, a na ile bogomilski.
Jak Wam ktoś dzisiaj powie, że współczesnie jest DUŻO STRASZNYCH sekt, to ewidentnie jest to osoba, która nie ma pojęcia o historii. Podobnie nie ma pojęcia o historii osoba rozczulająca się nad wyjatkowo paskudną polską historią. Patrząc na taką tylko Bośnie, przez jakiś czas było to obiecujące, rozrastające się państwo:
A wtedy, w połowie XV wieku przyszli Turcy, potem Austro-Wegry, potem Jugosławia i dopiero w 1995 poprzez układ w Dayton, Bośnia znowu pojawiła się na mapie jako niepodległe państwo. Prawie 450 lat nieistnienia. Jak się do tego ma te marne sto-kilka lat, kiedy Polski nie było na mapie? Ech ta polska histeria i megalomania...
Jeszcze tylko cykam sobie pamiątkowe zdjęcie:
i jedziemy dalej do Mostaru.
|
_________________ Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. " |
|
|
|
|
pablo
Mina
Osiedle: Lekarka
Pomógł: 2 razy Wiek: 50 Dołączył: 02 Sie 2007 Posty: 2646 Skąd: Wieliczka
|
Wysłany: 15-04-2012, 11:58
|
|
|
Pomiędzy tymi podzielonymi regionami są granice czy też nawet nie wiadomo, gdzie się jest aktualnie (chodzi mi o republika srpska i reszta)?
Cytat: | Wiem, wiem, jestem niepoprawny politycznie, bo ludzie muszą się kochać bez względu na swoje etniczne i religijne pochodzenie. |
No popatrz, nie wiedziałem, że jesteś przeciwnikiem UE |
|
|
|
|
solniak
Gallus gallus
Pomogła: 2 razy Wiek: 24 Dołączyła: 18 Lip 2007 Posty: 3238 Skąd: z internetu
|
Wysłany: 15-04-2012, 14:50
|
|
|
pablo napisał/a: | Pomiędzy tymi podzielonymi regionami są granice czy też nawet nie wiadomo, gdzie się jest aktualnie (chodzi mi o republika srpska i reszta)? |
Słyszałem, że są tablice informacyjne przy drodze - sam nie prejeżdżałem. Na pewno nie ma posterunków granicznych.
pablo napisał/a: | No popatrz, nie wiedziałem, że jesteś przeciwnikiem UE |
Bo nie jestem.
Jestem przeciwnikiem głupich, nieracjonalnych, nie sprawdzających się w życiu pomysłów. UE ma i takie przecież. |
_________________ Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. " |
|
|
|
|
pablo
Mina
Osiedle: Lekarka
Pomógł: 2 razy Wiek: 50 Dołączył: 02 Sie 2007 Posty: 2646 Skąd: Wieliczka
|
Wysłany: 16-04-2012, 09:48
|
|
|
Używałeś gps'a czy tylko map. Bo zauważyłem, że BiH jest skutecznie w gps'ach ignorowana (w google maps też) |
|
|
|
|
przemo
Żupa solna
Osiedle: 500m od rynku
Pomógł: 17 razy Dołączył: 01 Mar 2007 Posty: 6286 Skąd: 49.991 N, 20.060 E
|
Wysłany: 16-04-2012, 11:50
|
|
|
W nawigacjach gdzie teleatlas dostarcza mapy ( miedzy innymi google )
Sa dostawcy z bałkanów, którzy robią swoje mapy do Sygica, Garmina i wielu innych
W tych mapach pokrycie 110 % |
_________________
|
|
|
|
|
solniak
Gallus gallus
Pomogła: 2 razy Wiek: 24 Dołączyła: 18 Lip 2007 Posty: 3238 Skąd: z internetu
|
Wysłany: 16-04-2012, 12:03
|
|
|
Nie mam GPS i nie zamierzam mieć. Spokojnie dojechałem gdzie chciałem przy pomocy przeciętnej mapy. To są jednak główne atrakcje turystyczne w regionie, a nie szałasy w Górach Przeklętych i generalnie są tablice nakierowujące na cel. Jak miałem wątpliwości to sie pytałem. |
_________________ Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. " |
|
|
|
|
solniak
Gallus gallus
Pomogła: 2 razy Wiek: 24 Dołączyła: 18 Lip 2007 Posty: 3238 Skąd: z internetu
|
Wysłany: 18-04-2012, 06:44
|
|
|
974 rok kalendarza islamskiego. MOSTAR.
Mimar Hayruddin stoi na moście.
Ostatnia część drewnianego rusztowania zostaje usunięta. Mimar zamyka oczy czekając na katastrofę.
Mija długa chwila zanim znowu je otworzy. Most stoi nadal. Nie zatrząsł się, nie drgnął. Do Mimara podchodzą ludzie: oficjele, znajomi, rodzina. Gratulują. Ale Mimar wie swoje, wie, że podjął się budowli mostu jakiego jemu współczesny świat nie zna. Mimar zbudował największy w jego czasie, jednołukowy, kamienny most, 28 metrów długi i 20 metrów szeroki.
(http://www.technologystudent.com/struct1/arch1.htm- super strona. Chyba się z niej wreszcie fizyki nauczę. )
Chociaż jest uczniem samego Sinana, największego architekta Ossomańskiego Imperium - którego inny uczeń zbuduje m.in. Tadj Mahal - Mimar Hayruddin jest przekonany, że to tylko kwestia czasu, a jego dzieło runie i pogrąży się w nurcie Neretvy.
A most budował na rozkaz samego Sulejmana Wspaniałego, tego samego, za którego toczyła się kariera Sokollu Mehmed Paszy (jak to nam się czasami ładnie zazębia...). Władca ten nie lubił porażek i obiecał Mimarowi śmierć, gdyby konstrukcja się nie udała. Mimar jest pesymistą: udaje się do domu i jeszcze tego samego dnia, każe sobie kopać grób na cmentarzu. Ironia chce, że tego samego roku umiera akurat Sulejman Wspaniały, a nie Mimar Hayruddin.
Do dziś nie jest jasne jak wzniesiono rusztowanie i jak dokładnie budowano most. Ewlija Czelebi, sławny turecki podróżnik owych czasów, napisał w XVII wieku, że "most ten jest jak tęcza wzbijająca się w niebo, rozciągająca się od jednej skały do drugiej. Ja, biedny i żałosny niewolnik Allaha, [...] nigdy nie widziałem takiego wysokiego mostu."
zdjęcie: progi zapobiegały staczaniu się wozów do tyłu?
zdjęcie: a tak łączono bloki wapienia ze sobą
Most połączył dzielnicę muzułmańską na lewym brzegu rzeki z chrześcijańską dzielnicą po drugiej stronie. Czy to właśnie ta symbolika - spotkanie wschodu i zachodu, pokojowe współistnienie nacji i religii - drażniła chorwacka armię, aby ostrzelać most i doprowadzić do jego zawalenia 9 listopada 1993? Most nie miał już wtedy takiego znaczenia jak w 1566, kiedy to ułatwiał drogę karawan i wojsk podróżujących z głębi Bałkanów do Dalamacji. Dokonano bezmyślnej dewastacji, jak tej w Duborvniku.
Dobre duchy "mostari", czyli strażników mostu (stąd nazwa miasta), czuwały jednak, i w 2004 dobiegła końca odbudowa mostu. Uczyniono wszystko, aby rekonstrukcja była jak najwierniejsza. Użyto nawet węgierskich nurków, żeby wydobyć z dna rzeki oryginalne wapienne bloki, z których zbudowano pierwotny most.
Siedzę w restauracji z widokiem na Stari Most i przelatują mi przez myśl sławne mosty które widziałem: Tower Bridge, Most Karola, mosty Budapesztu i mosty Madison County; oraz te, których nie widziałem na własne oczy: Golden Gate, Most Westchnień, Ponte Vecchio i inne.
Wracają we wspomnieniach małe, urocze mosty Dartmoor w Anglii, sięgające rzymskich czasów, albo takie, które składały się z kamieni zanurzonych w wodzie, po których trzeba było skakać z jednego na drugi, aby przekroczyć potok. Kolejne skojarzenie prowadzi do zacierającego się wspomnienia Delicate Arch w Parku Narodowym Arches w stanie Utah. Tak, mosty - te naturalne, jak i te robione ludzka ręką - niosą w sobie jakąś trudna do zdefiniowania symbolikę i moc.
Jak tylko zobaczyłem zdjęcie Starego Mostu w Mostarze w jednym z moich przewodników, wiedziałem, że muszę tu dotrzeć. I teraz, kiedy na tarasie kawiarni siorpię miejscową kawę, odczuwam prawdziwą estetyczną przyjemność z wpatrywania się w tę prostą konstrukcję.
Nad mostem wschodzi księżyc.
Jak spojrzeć na Stari Most, to on też jest księżycem: jego górna część, to muzułmański półksiężyc, a dziura pod nim, to księżyc w pełni. Mimar Hayruddin zapewne nie wiedział, że jego most jest też księżycem, ale kto wie...
W promieniach zachodzącego słońca wszystko wydaje się bardziej możliwe.
Jakby szukać rockowego hymnu dla Mostaru, to ja bym proponował to:
http://youtu.be/C-PNun-Pfb4
I jeszcze trochę panoram dzielnicy muzułmańskiej:
W miedzyczasie, ciekawa rzecz odnośnie kalendarza islamskiego. "W przeciwieństwie do większości kalendarzy, długości miesięcy muzułmańskich nie są ustalone. Nowy miesiąc, zgodnie z zaleceniami Mahometa, rozpoczyna się, gdy zostanie zaobserwowany gołym okiem nowy sierp Księżyca po nowiu. Ze względu na różne warunki atmosferyczne, w różnych krajach miesiąc może zacząć się innego dnia." (wikipedia)
Przeliczenie roku z kalendarza islamskiego na nasz, gregoriański, też może chwilke zająć: Gregoriański = Islamski - (Islamski : 33) + 621.
I klimaty z głównej ulicy tejże dzielnicy:
Każdy wie, po czym rozpoznać muzułmańskiego kota, więc nie będe się rozpisywał.
Dzielnica chrześcijańska też niczego sobie:
Zerkamy do jednego z meczetów. O dziwo, wstęp wolny. Można wejść na szczyt minaretu, ale słyszałem o nim dramatyczne historie - porównywalne do tych o zdobywaniu Mount Everest w zimie - dlatego rezygnuję.
Na dziedzińcu meczetu należy zaopatrzyć się w pamiątki.
Dwie godziny próbujemy wydobyć te przyklejone do betonu monety, ale odgania nas wycieczka Szkotów. Musimy dziś ograniczyć zakupowe szaleństwo:
Dopytuję się czy może na zapleczu nie mają szkieletów do składania, ewentualnie puzzli z rozerwanych granatami cywilów. Jeśli nie, to musimy zadowolić się tym:
I dowód na to, że powyższe pamiątki są z życia wzięte - ślady po pociskach i po kulach:
Może właśnie to zdjęcie najlepiej podsumowuje, z czym od lat zmaga się Bośnia i Hercegowina, swoistym cultur shock z wojną w tle:
A ta fotka niesie dla Bośni dawkę optymizmu: taka byłam, taka będę:
I z tym optymistycznym akcentem, możemy bez przygód wrócić do Slano na kolejny nocleg. |
_________________ Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. " |
|
|
|
|
solniak
Gallus gallus
Pomogła: 2 razy Wiek: 24 Dołączyła: 18 Lip 2007 Posty: 3238 Skąd: z internetu
|
Wysłany: 05-05-2012, 23:05
|
|
|
Dzień szesnasty wyprawy, 10 sierpnia 2011.
Postanawiamy zaglądnąć do jeszcze jednego kraju: Czarnogóry. Cel: Zatoka Kotorska i miasto Kotor.
Po drodze mały postój na standardowe, pocztówkowe ujęcie Dubrownika.
Dojazd do granicy zajmuje niedużo czasu. Po drodze można podziwiać różne formacje cyprysów i tuji.
Na granicy dostajemy za równowartość około 50 złotych naklejkę, jako dowód dokonania ... obowiązkowej opłaty ekologicznej. Ważna przez 12 miesięcy, czyli możemy wpadać co tydzień na weekend.
Po tym wyłudzeniu - przypomnijącym dawną Rumunię - wjeżdżamy do Czarnogóry, albo jak ktoś woli język wenecki, do Montenegro.
Nie wiemy jaka tu obowiązuje waluta, więc eksperymentujemy przy pierwszym bankomacie jaki zauważamy przy drodze. Wychodzą z niego euro. Później w domu sprawdzam co i jak. Okazuje się, że euro, Czarnogórcy mają od 2002 roku, a wprowadzono je, aby powstrzymac inflację. W tej dyscyplinie Czarnogóra dzierży światowy rekord: w 1994 inflacja doszła do 313 milionów procent miesięcznie!
Jedziemy sobie niespiesznie wokół Zatoki Kotorskiej. Ustalmy jedną rzecz: nie jest to najpiękniejszy fiord południowej Europy. Po fiordy trzeba jechać do Norwegii. Z tego co zrozumiałem z dostępnych źródeł, fiord tworzony jest dzięki materiałowi niesionemu przez lodowiec. Materiał ów drąży skałę i tworzy zatokę, do której wdziera się morze. Tymczasem tutaj nie było lodowca. Koryto rzeki powstało dzięki innym siłom (jakim?!), a potem podniósł się poziom morza i powstała Zatoka Kotorska. Ale piękna na pewno nie można jej odmówić.
Kraj to malutki, bo ledwie ponad 600 tys. mieszkańców, z czego sama stolica, Podgorica ma coś ponad 130 tysięcy ludności. Zerkając na boki, mamy wrażenie, jakby panował tu większy bałagan niż w Chorwacji, radosna improwizacja w południowo-tureckim stylu. Czarnogóra nie jest jednak muzułmańska jak Bośnia - dla 75% ludzi wyznawaną religią jest prawosławie, bo Czarnogóra zawsze ciążyła ku Serbii i Rosji.
Jeszcze niedawno, bo do 2010 krajem rządził aż od 1991 roku dawny współpracownik Milosevica, Milo Djukanovic, który raz był premierem, raz prezydentem. Ciążyły na nim zarzuty współpracy z mafią, przemytu, związki z jugosłowianską bezpieką. Ale ten dawny koszykarz, jak widać, niewiele sobie z tego robi, i świetnie umie się ustawić i dostosować do zmienjących warunków i sytuacji międzynarodowej. W 2010 w końcu abdykował, bo był to warunek by nadać Czarnogórze status kandydata do UE, ale nie wyklucza, że w przyszłości znowu postara się zostać prezydentem lub premierem.
Czy nasi politycy też mają tyle wytrwałości?
Mają... :cry:
O! I tu też hodują małże:
Mam w ręku "Zaginione królestwa" Normana Daviesa. Jest w niej tylko jeden rozdział o tej części Bałkanów i to akurat o Czarnogórze: "Crna Gora. Królestwo umęczone i zlikwidowane." Zapewne większość z Was i tak nie przeczyta Daviesa, a jest szansa, że jak streszczę jego 30 stron w kilka paragrafów, uproszczę, i przeplotę to zdjęciami, to ktoś dotrwa do końca i jego wiedza na temat tej "perły Europy" się poszerzy. Historia o tyle ciekawa, że niesie analogię do polskich losów.
Ale oto docieramy do Kotoru, parkujemy tradycyjnie metodą"zara za strefą" i ruszamy w miasto.
Zacznijmy od pytania: czy Czarnogóra powinna zostać uznana za samodzielne państwo, jeśli w spisie z 2003 roku zaledwie 43% ludności zadeklarowało się jako Czarnogórcy, a 32% czuło się Serbami?! W tym spisie Czarnogórcy stanowili mniej niż 50% ludności...
No, ale została uznana, bo w 2006 roku, kiedy wynik referendum niepodległościowego wskazał 55% do 45% za niezależną Czarnogórą. No i nie zapominajmy o tym, że Czarnogóra była niepodległa już wcześniej, o czym będzie zresztą nasza (czyli Daviesa) historia. I pamiętajmy, że spisami i badaniami opinii publicznej można manipulować.
Kilka słów o Kotorze, tak na marginesie...
Przez krótki czas (1395-1420), Kotor był samodzielną republiką. Można nieśmiało przypuszczać, że gdyby nie było Dubrownika, to Kotor by odegrał pierwsze skrzypce na Adriatykiem, ale mieszkańcy Kotoru nie mieli aż tyle sprytu co Raguzanie, i Kotor przez cztery wieki tkwił w rękach Wenecjan, a potem przez mniej więcej wiek w rękach Austro-Wegier, służąc im jako jedna z głównych baz marynarki. (Czy to ironia, czy sprawiedliwość dziejowa, że dziś i Austriacy i Węgrzy muszą jeździć nad morze do innych krajów?!)
Z Dubrownikiem łączą Kotor przynajmniej jeszcze trzy rzeczy. Oba miasta posiadają najlepiej zachowane starówki po wschodniej części Adriatyku, co zagwarantowało im miejsce na liście UNESCO.
Podobnie jak Dubrownik, Kotor został zniszczony przez trzęsienie ziemi, i to całkiem niedawno, bo w 1979 roku.
Trzecia wspólna rzecz, to mury zbudowane przez Wenecjan: długość - 4,5 km, wysokość - 20 m, a szerokość - 15 m. Wieńczy je twierdza na Samotnym Wzgórzu (wys. 260 m n.p.m.):
Kręcimy się trochę po mieście. Dużo to ładnych i spokojnych zaułków, liczba turystów zdecydowanie mniejsza niż w Dubrowniku. Wokół króluje wenecka architektura. Zaglądamy do katedry i kościółków, wpadamy na fontanny i donice, standardowo jemy lody i pijemy kawę w ulicznej kawiarence.
Opowieść Daviesa zaczyna się w 1860. Do kraju wraca z nauk w Paryżu młody Nikola Petrovic, gdyż jego stryj ginie w zamachu. Akurat tak się składa, że stryj był władyką, czyli związanym celibatem, księciem-biskupem zarządzającym Czarnogórą. Tradycja każe, by urząd ten dziedziczył bratanek. I tak oto 19-letni Nikola staje się władcą Czarnogóry, która w tym okresie cieszyła się już od dwóch wieków autonomią, w ramach dogorywającego imperium osmańskiego. Ambicją młodego władcy stało się zdobycie pełnego międzynarodowego uznania dla Montenegro.
Nikola rozpoczął reformy wewnętrzne kraju, sam dużo podróżował po najważniejszych stolicach Europy i mocno dbał o wsparcie carskiej Rosji. W 1876, razem z Serbią wypowiedział wojnę Turcji i po 2 latach zmagań, zdobył dla swojego kraju dostęp do Adriatyku, oraz uznanie Czarnogóry za niepodległe państwo na kongresie berlińskim. Wkrótce Nikola wprowadził też narodową walutę , uchwalił konstytucję i już mógł gościć na dworze samej królowej Wiktorii.
W 1905 roku Czarnogóra stała się monarchią konstytucyjną z księciem na czele i 60-osobowym Zgromadzeniem Narodowym (Skupsztina), częściowo wybieranym w wyborach powszechnych. W 1910 książę przyjął tytuł króla i ogłoszono niezależność kościoła prawosławnego Czarnogóry od patriarchy Konstantynopola. Nikola Petrovic wydźwignął woje państwo na historyczne szczyty - wkrótce miały przyjść gorsze czasy.
Gdy wybuchła I wojna światowa, Czarnogóra wsparła Serbię i wypowiedziała wojnę Austrii, mając nadzieję na zdobycze terytorialne wzdłuż Adriatyku i północną Albanię, którą próbowała zająć już rok wcześniej podczas wojen bałkańskich. Udana ofensywa Austriaków, doprowadziła jednak do tego, że król Nikola musiał uciekać z kraju i stracił kontrolę nad sytuacją w kraju, szczególnie po tym, jak doszło do kapitulacji armii czarnogórskiej. I zaczęły wtedy w Czarnogórze kiełkować pomysły, aby stworzyć Jugosławię ze wszystkich Słowian południowych, albo zjednoczyć w ramach Wielkiej Serbii, wszystkich, rozrzuconych po Bałkanach, Serbów. Z racji wygnania, głos króla Nikoli, nie liczył się podczas krystalizowania się tych planów. W Czarnogórze zapanował chaos i krajowi groziła wojna domowa, a największy sprzymierzeńca króla Nikoli, car rosyjski, został zamordowany przez bolszewików.
Wkrótce nastąpił koniec wojny, Austriacy się wycofali, a ich imperium rozpadło. Jako cześć zwycięskiej koalicji, Czarnogórcy oczekiwali od aliantów tylko dobrych rzeczy. Tymczasem błyskawicznie powołane Zgromadzenie Narodowe opowiedziało się za ideą Jugosławii, po czym władza wykonawcza przeszła błyskawicznie w ręce Serbów. I tak Czarnogóra zniknęła z mapy. Jak do tego doszło? Dlaczego nie odtworzono czarnogórskiego państwa i jego terytorium?
[CZAS NA REKLAMY. WRÓCIMY PO KRÓTKIEJ PRZERWIE] |
_________________ Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. " |
|
|
|
|
solniak
Gallus gallus
Pomogła: 2 razy Wiek: 24 Dołączyła: 18 Lip 2007 Posty: 3238 Skąd: z internetu
|
Wysłany: 06-05-2012, 11:09
|
|
|
W końcu, koło 18:00 decydujemy się wejść na górę i zdobyć twierdzę. No, nie wszyscy jednak... Przekonałem Moją Piękną, że przy tym upale, ambulatorium w Kotorze może stać się naszym kolejnym celem wycieczkowym, jeśli pójdzie ze mną pod tą górę. Młoda decyduje się zostać z mamą na ławeczce w porcie, a Młody rusza z tatą.
Po zasięgnięciu języka znajdujemy miejsce gdzie pan bileter pobiera za mnie 3 euro (dzieci darmo) i ruszamy na "Golgotę".
Na utratę niepodległośći przez Czarnogórę wpłynęło kilka czynników.
Pierwszy to brak spójnego czarnogórskiego wojska w momencie zakończenia wojny.
Po drugie, opinia międzynarodowa była niechętna królowi Nikoli, po tym jak opuścił Czarnogórę - zarzucano mu zdradę Serbów i despotyzm.
Ponadto świat bardziej koncentrował się na skomplikowanej sytuacji w Albanii niż na Czarnogórze, gdzie powstały dwa stronnictwa: serbskie, opowiadające się za Królestwem Jugosławii, i drugie, za przywróceniem Królestwa Czarnogóry.
Stacjonująca w Czarnogórze armia serbska oczywiście poparła pierwsze z tych stronnictw i wsparła w pospiesznym zwołaniu Zgromadzenia Narodowego.
Doprowadziła też do tego, że w Zgromadzeniu Narodowym znaleźli się proserbscy zwolennicy Jugosławii, którzy szybko uchwalili detronizację króla Nikoli, połączenie Czarnogóry i Serbii, oraz ich wstąpienie do Jugosławii. Pod uchwałami podpisało się 160 delegatów ze 168, co świadczy jak bardzo zadbano, aby znaleźli się w nim tylko ludzie o właściwych poglądach.
Aliantów przekonano, że likwidacja Czarnogóry, jest wolnym wyborem samych Czarnogórców.
Król Nikola zyskał zapewnienia przywódców Anglii i Stanów Zjednoczonych, że wkrótce jego kraj otrzyma niepodległość, ale były to czcze obietnice.
W 1919 roku wybuchło w Czarnogórze powstanie. Serbskie więzienia zapełniły się czarnogórskimi powstańcami, spalono 6000 domów, a straty spowodowane przez armię serbską były większe, niż te zrobione przez wojska austriackie.
Angielscy "obserwatorzy" nie dopatrzyli się większych uchybień w Czarnogórze, co przesądziło o niepodległości Montenegro.
W 1921, król Nikola zmarł na emigracji i rozwiązano czarnogórski rząd na emigracji.
Jak napisał jedne z włoskich socjalistów, "Jedyną przewiną Czarnogóry było wzięcie udziału w wojnie i zawierzenie obietnicom sojuszników".
W 1922 były minister spraw zagranicznych Czarnogóry wysłał prośbę do Rady Najwyższej Sprzymierzonych i Ligi Narodów, o powołanie komisji do zbadania zbrodni serbskich na narodzie czarnogórskim, ale przeszło to bez echa.
W 1989 roku szczątki króla Nikoli wróciły do kraju, a w 1997 odtworzono Czarnogórski Kościół Prawosławny.
Podczas konfliktu bałkańskiego, co trzeci oficer armii jugosłowiańskiej był Czarnogórcem, a Czarnogórcy licznie uczestniczyli w atakach na Dubrownik i Bośnię. Slobodan Milosevic i Radovan Karadzić byli Serbami czarnogórskiego pochodzenia.
Po obaleniu Milosevica, w 2006 odbyło się referendum, gdzie propozycja niepodległości Czarnogóry uzyskała większość. Czarnogóra wróciła na łono ONZ i Rady Europy.
12 grudnia 2006 roku odsłonięto na rynku w Podgoricy pomnik króla Nikoli w stroju narodowym, jaki nosił w dniu deklaracji niepodległości w 1910 roku.
Norman Davies wskazuje, że Czarnogórę zdradzono, gdyż zadziałał "syndrom przyjaźnie nastawionego sojusznika", który objawiał się ignorowaniem zbrodni popełnionych przez własnych partnerów militarnych.
Jako inne przykłady wrogich przejęć, Davies podaje m.in. anschluss Austrii i włączenie Polski w orbitę wpływów ZSRR po drugiej wojnie światowej.
Analogii jest dużo: wkroczenie na teren Polski "zaprzyjaźnionej armii", podważenie rządu emigracyjnego, "spontaniczny" manifest wynoszący uległy, prosowiecki rząd do władzy, i w końcu brutalna rozprawa z opozycją.
Davies ciekawie tez zauważa, że w porównaniu z tym, co wydarzyło się po pierwszej wojnie światowej, w czasie konfliktu bałkańskiego dokonał się pewien "postęp", albowiem NATO odważyło się wysłać swoje wojska, osądzono zbrodniarzy wojennych, zmuszono Serbów do ograniczenia swoich roszczeń.
Davies wskazuje też, że król Nikola był z czasów, kiedy wrogiem nie był Serb czy Czarnogórzec, ale Turek lub Austriak i nie mógłby sobie wyobrazić jatki, jaką narody bałkańskie urządziły sobie kilkakrotnie w minionym stuleciu.
Widoki są warte tych pieniędzy, choć ze względu na upał, nasza wycieczka ma charakter chyba bardziej pokutny niż turystyczny. Wejście zajmuje nam około 45 minut. Uff, jak dawniej ktoś mógł nawet myśleć o zdobyciu tej twierdzy?!
Widoki z samej góry nie schodzą poniżej dalmackiej średniej, a nawet są powyżej:
W drodze powrotnej jesteśmy świadkami bałkańskiego konfliktu transgatunkowego: koty kontra pies. Stawką jest strawa w misce. Szczególnie ten biały kot nie ma żadnej bojaźni w stosunku do psowatych:
No i na koniec inny kot mówi nam "Pa, pa":
Nie wracamy ta samą trasą, tylko kierujemy się na prom w Lepetani. Trochę błądzimy, ale docieramy, tyle że dłuższą drogą przez Tivat.
Promy pływają na tym odcinku często, za auto płacimy 4 euro. Robi się ciemno.
Koło 23:00, bez przeszkód, docieramy na nasz camping w Slano, gdzie obrazy Boki Kotorskiej będą wracać do nas we śnie.
|
_________________ Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. " |
|
|
|
|
solniak
Gallus gallus
Pomogła: 2 razy Wiek: 24 Dołączyła: 18 Lip 2007 Posty: 3238 Skąd: z internetu
|
Wysłany: 12-05-2012, 06:41
|
|
|
Dzień siedemnasty wyprawy, 11 sierpnia 2011.
Mljet kojarzy mi się z Milet. Ale nazwa tej wyspy pochodzi od słowa, "miód", i nie ma nic wspólnego z tą grecką kolonią.
Rzymianie podobno zsyłali tu skazańców o wysokim statusie. Zapewne nasi politycy, gdyby żyli w tamtych czasach, lądowaliby tutaj za korupcję i protekcję. Choć z kolei inne źródło podaje, ze na Mljet budowali sobie wille rzymscy arystokraci z Salony - może zresztą te dwa fakty się nie wykluczają.
Zatem jesteśmy na promie i płyniemy na Mljet z nadzieja, ze nie będziemy musieli tam zostać aż tak długo jak grecki heros. Początkowy plan był, aby przenieść się z całym obozem, rozbić tam na noc, może dwie, ale lenistwo wygrało i postanowiłem spróbować "zaliczyć" wyspę w jeden dzień.
Pogoniłem bractwo ze śpiworów o czwartej rano, tak aby się załapać na pierwszy prom, odpływający z Prapratno coś po szóstej. Bynajmniej nie byliśmy pierwszymi w kolejce, mimo, że przyjechaliśmy do przystani pół godziny przed odpłynięciem. Koszt przeprawy tam i z powrotem za nasza czwórkę to 460 kun, czyli około 250 zł.
Po przestudiowaniu przewodników wyszło mi, że ze wszystkich pozostałych wysp w tej okolicy, Mljet ma być najbardziej różny od Hvaru, i to zadecydowało o jego wyborze: raczej lasy niż makia (pokrywają trzy czwarte powierzchni) i jeszcze mniej ludzi. Jak na wyspę o długości 37 kilometrów i około 3 kilometrów szerokości, to liczba ludności jest piękna: 1 200 mieszkańców. Piszę "piękna", bo małopolskie standardy zaludnienia na kilometr są dla mnie męczące.
Prom dobija do przystani w Sobra po 45 minutach. Witaj znowu Republiko Raguzy!
Gdybyśmy nie mieli auta, musielibyśmy pożyczyć sobie ten oto pradawny słowiański pojazd, najlepszy wybór dla każdej agencji wynajmu samochodów: tani w zakupie i oparty na łopatologicznej mechanice:
Takich "mini brumów" spotkaliśmy tu sporo i nawet żaden nie stał unieruchomiony przy drodze.
Kierujemy się w stronę parku narodowego, głównej atrakcji wyspy. Po drodze są takie właśnie widoki:
A to jedna z depresji, w której poza okresami suszy tworzą się blatine , czyli błotne jeziorka.
Zatrzymuje auto na dłużej, przy tej oto zatoczce. Mam nieodparte skojarzenia z Polinezją i zaczynam rozglądać się za kapitanem Jack'iem Sparrow. Miejsce jest po prostu zachwycające.
Rozglądamy się też za zwierzakami, z których jakoby wyspa jest znana: dzikami (zjadają winogrona miejscowym), oraz mangustami (sprowadzonymi do tępienia węży). Niestety fauna wyspy nie jest zainteresowana nami w takim stopniu w jakim my jesteśmy nią.
Natomiast co do tych wróbli, to nie ma dużych szans spotkać je na Mljecie. Co zrobiły mangusty jak wyżarły już węże? Zaczęły wyżerać ptaki. Stąd Jack Sparrow zginąłby tutaj niechybnie (sparrow - ang. wróbel).
Nie udało się za to mangustom dobrać do tych zwierzątek:
Niedługo potem podjeżdżamy do parkingu w środku lasu, parkujemy auto (dalej jest zakaz wjazdu), kupujemy bilety (za nas 260 kun, czyli około 140 zł) i ruszamy na piechotę do przystani w Pristaniste, gdzie odpływają stateczki na wyspę Sveta Marije (w cenie biletu do parku). Aha, no i dostajemy darmowa mapę, która na nasze potrzeby jest absolutnie wystarczająca.
Tam okazuje się, że na stateczek przyjdzie nam sporo czekać, a ponieważ kursuje na trasie Mali Most - Pristaniste - Sveta Marija, postanawiamy przejść się wzdłuż jeziora do Mali Most i dopiero stamtąd popłynąć na Sveta Marija.
Spacer okazuje się bardzo przyjemny, często w cieniu (co ma znaczenie!) i z możliwością oglądania miejscowych łajb.
Mali Most nazywa się Mali Most, bo:
|
_________________ Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. " |
|
|
|
|
solniak
Gallus gallus
Pomogła: 2 razy Wiek: 24 Dołączyła: 18 Lip 2007 Posty: 3238 Skąd: z internetu
|
Wysłany: 12-05-2012, 06:42
|
|
|
I tu drugi moment zachwytu. Zanurzamy się w toni Mali Jezero. Temperatura wody jest zupowata! Potem gdzieś przeczytam, że faktycznie, zwykle jest o kilka stopni wyższa niż w Adriatyku. Woda ta podobno leczy też reumatyzm i problemy skórne. Dno wolno obniża się, nie ma jeszcze niemal ludzi, woda-zupa, jest rajsko... Zdjęcia tego nie oddają.
Aha, i nasze jeziora nie są jeziorami, tylko dolinami zatopionymi przez morze - tak jak Boka Kotorska.
Właściwie opowieści o "dziewiczej" przyrodzie wyspy można między bajki włożyć, jeśli prawdą by było, że to benedyktyni z sąsiedniego klasztoru wykopali kanał, który zatopił słodkowodne jeziorka (a znalazłem i taką wersje). Bardziej prawdopodobne jest jednak, że tylko pogłębili już istniejący kanał, aby zwiększyć prąd wody, który wykorzystywali w młynie. Wspomniane już mangusty, też owo dziewictwo wyspy poddają ciężkiej próbie. No cóż, z dziewictwem, rodzaj ludzki od wieków ma kłopoty...
Nie ma ludzi na plaży... za wyjątkiem pani bileterki z pobliskiej budki, która pędzi do nas upewnić się, ze mamy już bilety. Mamy, mamy, nie zrzucono nas tu na spadochronie.
Popływawszy w raju, decydujemy się na kolejny spacer wokół Mali Jezero: wśród pini i dębów, oraz przyczajonych gdzie niegdzie naturystów (więcej zdjęć na stronach XXX :
Zrobiwszy kółeczko, półtorej godziny później, łapiemy się na stateczek, który wiezie nas na Veliko Jezero i położoną na nim wyspę Sveta Marije.
Dziś już nie ma tu benedyktynów, choć wciąż jest jako tako zachowany romański klasztor, wspomnianych wcześniej, domniemanych ekoterrosystów-benedyktynów. W 1960 roku otwarto w środku hotel, a dziś ... trwają starania, by klasztor odrestaurować. Na wysepce można trochę pospacerować, wykąpać się lub zjeść coś w restauracji.
Stateczek wiezie nas z powrotem do Pristaniste i wracamy do auta, gdzie zapada decyzja (dokładniej, to ja ją zapadam), że skoczymy jeszcze na drugi koniec wyspy, na podobno piękną, piaszczystą(!) plażę Saplunara. Pokonujemy ponad 40 kilometrów w dość ekspresowym tempie, wymijając wszelkie brum-brumy, i po godzinie jesteśmy na Sapulnarze.
Szału nie ma. Piaseczek, owszem, jest, ale jakiś gorszy od bałtyckiego, przy brzegu w wodzie dużo kamieni, sporo ludzi. Godzinka na zajęcia indywidualne w zależności od zainteresowań: budowanie zameczku, nurzanie się w wodzie, leżenie pod słomianym parasolem (płatne), oglądanie wpólplażowiczek.
Saplunara... Nazwa plaży jest piękniejsza niż sama plaża. Zresztą grecka nazwa wyspy, wspomniana już, Melita, też brzmi ładnie, jak imię pięknej, przypadkowo poznanej kobiety, której nigdy więcej nie spotkasz.
A potem brum brum na ostatni prom odpływający z wyspy Mljet tego dnia.
Należę do ludzi przezornych: na przystani jesteśmy godzinę przed odpłynięciem promu i zajmujemy trzydzieste miejsce w kolejce samochodów. Godzinę później trzeba widzieć jak cieszą się ci, którzy byli bodaj na pięćdziesiątym drugim miejscu i wjeżdżają na prom jako ostatni. Zostaje na drugi dzień ponad dwadzieścia aut, choć nie wykluczam, że podstawiono im dodatkowy prom, taki nie wpisany w harmonogram.
I tak minął dzień na wyspie Mljet. W sumie jestem zadowolony, że nie zaplanowaliśmy na niego dwóch dni - zobaczyłem dokładniej to, co chciałem. No może jeszcze mogliśmy wdrapać się na szczyt Montokuca (253 m n.p.m.), aby podziwiać nasze jeziorka z góry.
No i może jeszcze grota Odyseusza. Tak, tak, facet miałby jakoby spędzić tu 7 lat spośród tych dziesięciu kiedy błąkał się po morzu do domu. A co go miało zatrzymać na wyspie przez tak długi czas? Oczywiście kobieta, nimfa Kalipso, którą spotkał w nadmorskiej jaskini, kiedy jego statek rozbił się na wyspie Ogygia. Nimfa ta więziła go na wyspie za pomocą czaru, w którego naturę nie będziemy tu wnikać..., choć pewne wyobrażenie daje nam ten obraz Breughla poświęcony właśnie "uwięzieniu" Odyseusza przez Kalipso (z wikipedii):
Wyspa zdaje się była ulubionym miejscem nieplanowanych pobytów sławnych ludzi, bo św. Paweł też miał się tutaj rozbić, o czym napisano w Listach Apostolskich. Problem w tym, że i Mljet i Malta miały w greckich i rzymskich źródłach tą samą nazwę. Nawet fakt, ze Listy Apostolskie wzmiankują żmije nie przeważa szali na korzyść żadnej z nich, bo i na Malcie są węże, a zatoka św. Pawla jest na obu wyspach.
A zatem Montokuca i grota Odyseusza mogłyby oznaczać, że można spokojnie na Mljecie spędzić dzień więcej. Wracamy do Slano z tradycyjnym "Maybe someday..." na ustach.
|
_________________ Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. " |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
| Strona wygenerowana w 0,51 sekundy. Zapytań do SQL: 17 |
|
|