Poprzedni temat «» Następny temat
Z Wieliczki do ... Dalmacja
Autor Wiadomość
sprox
Mina


Pomógł: 1 raz
Dołączył: 25 Lut 2011
Posty: 1256
Wysłany: 07-03-2012, 02:16   

Przed trzesionką.
Wiem, bo sam go odbudowywalem (i to nawet dwa razy) :D
_________________
Unión Europea nos trae por la calle de amargura.
European Union brings us down the street of bitterness.
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 08-03-2012, 16:09   

Odpowiedź poprawna. Nagrodę jak zwykle funduje master, tylko trzeba mu o tym powiedzieć, bo nic nie wie, i wpłacić na jego konto kwotę, o którą się ubiegamy.

***

- Klasztor Franciszkanów - ten w którym jest ta stara apteka - po trzęsieniu ziemi został odbudowany w stylu barokowym.- ocalał tylko portal i krużganki.

- Wieża zegarowa od owego feralnego dnia zaczęła się coraz bardziej przechylać, stąd w XX wieku rozebrano ją i zbudowano od nowa identyczną.

- Pałac Sponza jako jeden z nielicznych przetrwał trzęsienie ziemi. Drugą taką budowlą był kościół Zbawiciela - pikanterii dodaje tu wspomniany już fakt, że zbudowano go w podzięce za ocalenie miasta po trzęsieniu ziemi, które wydarzyło się półtora wieku wcześniej.

- W kościele św. Błażeja, możecie zobaczyć figurę świętego z modelem miasta sprzed trzęsienia ziemi.

Zdjecie z internetu:



- Kolumna Rolanda przetrwała trzęsienie ziemi, ale przewrócił ją silny wiatr w 1825 i przez 50 lat była w magazynie, zanim znowu ją przywrócono na Plac Loggii.

- trzęsienie ziemi nie zniszczyło murów

- Rector Simone Ghetaldi jest postacią historyczną i zginął podczas trzęsienia. A pozostali nasi bohaterowie? No cóż, ich los jest wciąż w moich rękach. :-) Jak kiedyś pojawi się w telewizji - "D jak Dubrovnik", to się dowiecie...

- Co ciekawe, rok wcześniej, w 1666, nastpaił wielki pożar Londynu, który strawił 2/3 stolicy Anglii. Czyż można było w 1667 nie wierzyć, że nadchodzi koniec świata? :-)

I kilka uwag "od kuchni". Opis trzęsienia ziemi wzięty jest z chorwackiej wikipedii i "przyprawiony" zdaniem czy dwoma z trzęsieni ziemi w Lizbonie w 1755. Fragment napisany dużymi czerwonymi literami, pochodzi z ... opisu najwyższych stopni trzęsienia ziemi w skali Mercallego.

Opis zachowania zwierząt bazuje na obserwacjach tego, co robiły zwierzęta w ZOO w Waszyngtonie, gdy tam wystąpiły wstrząsy. Instynkt zwierząt tłumaczy się tym, że są w stanie wyczuć słabe, podłużne fale (tzw. fale P). Przy dużych trzęsieniach ziemi fale P pojawiają się nawet 90 sekund przed właściwym trzęsieniem ziemi czyli falami S.

Poniżej fale P. (Działanie poprzecznych fal S, które sprawiają, że skały zachowują jak fale, zostało pokazane przy opisie trzęsienia ziemi.) Tu znowu wikipedia okazuje się pomocna.





Bawienie się w Umberto Eco, czyli odtwarzanie realiów epoki, jest jednak strasznie trudne.

Po pierwsze, nie wiem czy "mój" wenecki statek i karawana też nie powinny przejść kwarantanny. Założyłem, że było to postępowanie zbyt kłopotliwe, aby po nie sięgać poza okresami zaraz i epidemii. Ale czy mam rację?

Po drugie, gdzie znaleźć opis procedury jaka obowiązywała przy wchodzeniu do miasta przez bramę? Czy w okresie pokoju, brama była za dnia co chwila zamykana, czy zostawiano ją otwartą na cały dzień?

No i kwestia danych. Znalazłem też informacje, że zginęło 5 000 ludzi, a nie 3 000, albo że Pałac Rektora (choć nie sam Rektor), ocalał. Jest tez jedno żródło, według którego rodzina rektor mogła z nim mieszkać w Pałacu Rektora.

Ale cóż, zostawiam Wam możliwość dojścia do pełnej prawdy...
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
sprox
Mina


Pomógł: 1 raz
Dołączył: 25 Lut 2011
Posty: 1256
Wysłany: 09-03-2012, 08:52   

solniak teraz napisał/a:
Nagrodę jak zwykle funduje master, tylko trzeba mu o tym powiedzieć, bo nic nie wie, i wpłacić na jego konto kwotę, o którą się ubiegamy

solniak na str 1 napisał/a:
trzeba chronić dziedzictwo narodowe, czyli podtrzymywać stereotyp oszczędnego krakusa
.
I wszystko jasne :D
_________________
Unión Europea nos trae por la calle de amargura.
European Union brings us down the street of bitterness.
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 09-03-2012, 14:19   

Quod erat demonstrandum.
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
sprox
Mina


Pomógł: 1 raz
Dołączył: 25 Lut 2011
Posty: 1256
Wysłany: 09-03-2012, 16:06   

Verba volant, scripta manent.
_________________
Unión Europea nos trae por la calle de amargura.
European Union brings us down the street of bitterness.
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 09-03-2012, 16:56   

A zatem 6 sierpnia 2011 roku do Dubrovnika wybraliśmy się dokładnie 344 lata i 4 miesiące po tym feralnym dla miasta dniu. Choć "Zielony Przewodnik" Michelina podaje, że trzesienie ziemi było dokładnie 6 sierpnia, co dawałoby okrągłą rocznicę. Zważywszy na ilość źródeł które mówią jednak co innego, Michelin się myli.

Dawniej wolałem oczywiste cele odkładać na sam koniec wyprawy, ale starzeję się i tracę nerwy. Gdyby coś się nie daj Boże wydarzyło i trzeba by było przedwcześnie wracać, byłoby głupio mieć świadomość, że było się kilkanaście kilometrów od "Perły Adriatyku", ale jednak nie w samym mieście.

Powolny, dziesięciominutowy wyjazd ze Slano i jesteśmy na Jadrance. Dlaczego powolny? Od naszego kempingu do Jadranki jedzie się chyba z dziesięć minut wąziutką drogą wzdłuż zatoki. A drogą idą dzieci, psy, babcie i inne żywe istoty stwarzające zagrożenie dla szybszej jazdy.

Po drodze mijamy słynny most:



... oraz port Gruz. Zobaczcie jak mikroskopijny jest autobus w porównaniu ze "stateczkiem":





Wjazd do Dubrovnika przez tunel i tam, zaraz na pierwszych światłach skręcamy w prawo, wbrew drogowskazom, aby nie wylądować na płatnym parkingu. Po około 300 metrach po lewej widzimy Konzuma, którego parking jest trochę zapchany, ale poczekawszy minutkę znajdujemy też miejsce dla siebie. Taka lokalizacja parkingu nam odpowiada, bo przed wyjściem do centrum i po powrocie, możemy zrobić duże zakupy.



Spod Konzuma ruszamy do centrum - jakieś dwa kilometry spacerku "na czuja" i docieramy do starego miasta.

Oprócz tego co zostało ujęte w opisie trzęsienia ziemi, zwiedzilismy też inne miejsca, spośród których warto wspomnieć pomnik Ivana Gundulica. Ten raguzański poeta napisał poemat Osman, w którym opiewał polskie zwycięstwo nad Turkami. No i na jednej ze scen obecnych na jego postumencie można dostrzec ówczesnego władcę Polski, Władysława IV Wazę, który był wtedy nadzieją Bałkan w obliczu tureckiej okupacji. No ale taka nasza potęga to se ne wrati...



Z polskich akcentów, warto wspomnieć o Ludomirze Rogowskim, który w okresie międzywojennym mieszkał w Dubrovniku i gdzie do śmierci prowadził filharmonię.

I jeszcze ostatnie dziś spojrzenie na katedrę:



Przechodzimy też na druga stronę Straduna, czyli do dawnej Dubravę, i wchodzimy na ulicę Prijeko. Na marginesie, gdybyśmy tłumaczyli nazwy miast, to perła Adriatyka nazywa się ... Dąbrowa - jakoś mało romantycznie, prawda? A co powiedzieć o takim Liverpoolu?! FC Liverpool - Klub Piłkarski Staw Wątrobowy (liver- wątroba, pool -staw). Jakże mało romantycznie! Aż wstyd sie przyznać, że było sie na meczu z ich udziałem, bo brzmi jak klub z klasy C.

Ale wracajac do ulicy Prijeko - kiedyś zajęta przez handlarzy, po trzęsieniu ziemi przez bogatą szlachtę, a teraz przez restauratorów. Jak okiem sięgnąć, w jedną i w drugą stronę ciągną się tu restauracje. Coś strasznego - niemal przejść się nie da! Tu i nie tylko tu, trzeba odganiać się od naganiaczy gotowych zaciągnąć cię do jakiegoś stolika.

Rzut oka w lewo:



I rzut oka w prawo:



Trafiamy też w okolice murów, gdzie znajdujemy fajne boisko.



Jak piłka wychodzi poza plac gry, to spada w dół po takich uliczkach:

]



Podejmujemy też próbę zdobycia murów, ale ostatecznie zapada decyzja, aby zawalczyć z nimi jutro:



Przy murach, w okolicy Mincety, znajduje się takie rozpustne ujęcie wody:



Tak, woda wypływa jej właśnie STAMTĄD!

Na dowód, że Dubrovnik to miasto frywolne, jeszcze taka rzeźba, tzw. pozycja na satyra w trójkącie z owcą. (A tak poważnie to może ktoś wie o jaką scenę mitologiczna tu się rozchodzi? Czy to bożek Pan?)



I jeszcze taka scenka na koniec. Za czym pani ta goni? Czy uchwyciłem "białą damę" Dubrovnika? Zamku w Dubrovniku nie ma, ale może uciekła z fortu, których tu sporo:



I wreszcie podsumowanie wydatków dzisiejszego dnia:
Klasztor franciszkanów: 60 kun (ok. 36 zł), Dom Rektora: 80 kun (ok. 48 zł), skarbiec katedralny 30 kun (ok. 18 zł).
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 15-03-2012, 12:57   

Ruszamy z powrotem do Slano koło 18:00, aby załapać się jeszcze na jakieś pluskanie w wodzie. Do naszego bezpiecznego Slano... No właśnie - bezpiecznego czy nie?

5 września 1996, o 20:44, w regionie Slano i Ston nastąpiło trzęsienie ziemi o sile 6 w skali Richtera, a wstrząsy pojawiały się przez kilkanaście kolejnych dni. W Ston zostało zniszczonych około 90% domów i ewakuowano 420 osób do dwóch obozów składających się z przyczep kempingowych.

W okolicach Slano 19 wiosek ucierpiało w różnym stopniu z tego 3 zostały kompletnie zniszczone. 70-80% przestało nadawać się do użytku W sumie ewakuowano 1600 osób do pobliskich hoteli, przyczep kempingowych i rodzin, które gotowe były przyjąć poszkodowanych. Liczba rannych nie przekroczyła 100 osób, szczęśliwie nikt nie zginął.

Oto mapa wstrząsów:



Nie da się uciec od trzęsień ziemi w tym regionie, gdyż Platforma Adriatycka napiera nieustannie na Góry Dynarskie i historia będzie się tu powtarzać. Pozostaje mieć nadzieję, że ... to nie nam się przytrafi.

W Slano, przed snem, czeka nas jeszcze powtórka z wczorajszej bitwy z komarami. W Konzumie na szczęście pamiętaliśmy, aby zakupić sprzęt, który zapewni nam zwycięstwo w tej krwawej walce. Dymy, maści i spraye pokonują armadę krwiopijców i zmęczeni, ale zadowoleni kładziemy się spać.
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 16-03-2012, 22:06   

Dzień trzynasty wyprawy, 7 sierpnia 2011 roku.

Kładąc się spać mieliśmy zamiar wstać o 6:00, aby być na murach Dubrovnika o 8:00 rano i uniknąć upału. Ehh, te wakacyjne postanowienia...

Parkujemy tak jak i wczoraj pod Konzumem, znowu 2 kilometry do centrum i wchodzimy na mury o ... 10:00. Przy 30 stopniach w cieniu, nie ma już właściwie znaczenia czy to będzie 10:00 czy 12:00.



Późne wstawanie niestety będzie miało wkrótce dla nas bardzo przykre konsekwencje.



Proponuję zatem spacer po murach i kilka refleksji po drodze.



Przyjeżdżający do Dubrovnika dzielą się zasadniczo na 3 grupy.

Pierwsza to ci, którzy wchodzą na mury, zmęczą się, przejdą jeszcze Stradunem i już ich nie ma.

Druga grupa, to ci, którzy nawet nie wchodzą na mury ze względów finansowych, albo racjonalnych ("po co na nie włazić, jak z dołu dobrze je widzimy").

Trzecia grupa - przypuszczam, że najmniej liczna - to ci, którzy wejdą zarówno na mury, jak i do kilku innych zabytków miasta.





Gdzieś znalazłem na internecie, że jest jeszcze jedna grupa, która bardzo martwi Dubrowniczan: turyści, którzy schodzą ze statku, oglądną co trzeba, a na obiad wracają na statek. Coś strasznego! Przy tej ilości kelnerów-nagabywaczy i najwyższej cenie za gałkę lodów (ok 5 zł) z jaką się spotkaliśmy w Chorwacji, to faktycznie można współczuć i dziwić się dlaczego tak robią....







Ciekawe, czy występuje tu to samo zjawisko co w Wenecji: tam oryginalni mieszkańcy miasta wyprowadzają się z miasta, bo mają już dosyć turystów, związanego z nimi tłoku w autobusach, na ulicach i drożyzny.






Próbuję znaleźć liczbę ludzi, którzy odwiedzają Dubrovnik. Jedyne co znalazłem, to informacje z 2007: 4,5 miliona turystów (z tego około milion przypływa tu na statkach - to ci co nie jedzą tu obiadów!). Dla porównania: w 2011 roku Kraków odwiedziło około 9 milionów turystów, więc może być gorzej.







A jeszcze odnośnie tych, którzy oszczędzają na murach. Wejście mury nie jest tanie (za nasza rodzinkę zapłaciliśmy 200 kun (ok. 120 zł)), ale czy jedzie się do Paryża, by nie być w Luwrze, albo wybiera się do Rzymu i nie wchodzi do Koloseum? Czy z murów widać coś więcej niż z ich podnóżą, każdy może ocenić po zdjęciach. (Jak na cykanie w godzinach 10:00 - 12:00, to kilka wyszło całkiem znośnych.)







Przejście murami, to spacer na długości niemal 2 kilometrów. Fakt, że mają nawet 6 metrów, sprawia, że turyści mogą w miarę swobodnie poruszać się po nich. W upale, gdy człowiek co chwilę sięga po butelkę, by się napić, i chroni się pod każdym dostępnym fragmentem cienia, a także robi zdjęcia, owe 2 kilometry ciężko pokonać w mniej niż półtorej godziny.



Wracając na chwilkę do historii Dubrovnika, warto przypomnieć jeszcze dwa momenty. Pierwszy to 1806 rok, kiedy wojska Napoleona wkroczyły do miasta, aby zdjąć z Dubrovnika rosyjsko-czarnogórskie oblężenie. Francuzi solemnie obiecywali, że będą tu krótko - ot, obietnice żabojadów... Ale trzeba oddać Francuzom, że mimo iż podporządkowali sobie Dubrovnik, to pobudowali tu drogi, oraz przeprowadzili ważne reformy prawne i ekonomiczne, które na dłuższą metę okazały się dobre dla Chorwatów.





A po Napoleonie, w 1815, kongres wiedeński zadecydował o włączeniu Chorwacji w skład Austro-Węgier. Mnie nasuwają się tu luźne podobieństwa z polską historią. Sowieci, którzy "wyzwalali" nasze ziemie, po to tylko, by w wyniku jałtańskich uzgodnień wielkich mocarstw, okupować Polskę przez kolejne 45 lat.





Ale mówiąc o Polsce, to proponuję proste logiczne rozumowanie:
a) Kraków to polskie miasto.
b) I Dubrovnik i Kraków były kiedyś w tym samym państwie.
Wniosek: Dobrovnik to też polskie miasto.

Nie próbowałem do tego przekonać żadnego Chorwata (może i dobrze), ale nie da się ukryć, że oba miasta należały do Austro-Węgier od czasu kongresu wiedeńskiego aż do I wojny światowej, co widać na tej mapie:



Zatem w 1806 roku czas się zatrzymał Dubrovnika: w Pałacu Rektora jest na dziedzińcu zegar, który do dziś pokazuje godzinę kiedy wojska Napoleona wkroczyły do miasta, niosąc kres wielkiej Republice Raguzy. Sami sobie sprawdźcie o której to było godzinie. :-)







Drugi moment, który warto wspomnieć, to oczywiście oblężenie Dubrovnika w czasie ostatniego konfliktu na Bałkanach, kiedy 1500-2000 Chorwatów broniło miasta przed o wiele silniejszym wrogiem od października 1991 do maja 1992.





6 grudnia 1991 (wredny prezent od św. Mikołaja, no i znowu 6-ego - tak jak trzęsienie ziemi) był najgorszym dniem wojny, kiedy to od artyleryjskich ataków Serbów i Czarnogórców zginęło 19 ludzi. Razem poległo 114 cywilów, a 56% budynków uległo mniejszym lub większym zniszczeniom. Patrząc po dachówkach, łatwo się zorientujemy, które dachy są nowe, a których wojna nie naruszyła.







Za łatwo się pisze o wojnie przez pryzmat dziesiątek czy setek poległych, dlatego spójrzmy na jedną z tych anonimowych "mrówek".

6 grudnia 1991 zginał Pavo Urban, 23 letni fotograf, który dokumentował oblężenie miasta. Oto dwie z jego fotografii, które najbardziej lubię:





To zdjęcie z 6 grudnia - ostatnie zdjęcie Pavo:



Dowódca sił serbsko-czarnogórskich, Pavle Strugar, które atakowały Dubrovnik sam oddał się po wojnie w ręce sądu (ewenement!) i spędził 7 lat w więzieniu za zbrodnie wojenne. Co ciekawe Serbowie kusili Dubrowniczan tym, że powstanie autonomiczna Republika Dubrovnicka w granicach Serbio-Czarnogóry, ale mieszkańcy miasta, w 82% Chorwaci, nie dali się nabrać, że stare dobre czasy raguzańskiej autonomii powrócą.

Stała się też jeszcze jedna dziwna rzecz: dla mediów, większe znaczenie zdawał się mieć los zabytkowych budynków, niż los mieszkańców.



Oblężenie Dubrovnika oraz masakry jakie dokonali Serbowie w kolejnych latach wojny, obróciły opinię publiczną za Zachodzie przeciwko Serbom. Czy słusznie? Bądźmy ostrożni w sądach.





Pamiętajmy choćby, że w czasie II wojny światowej, to Serbowie i Grecy byli samotną wyspą pośród narodów bałkańskich, (miedzy innymi Chorwatów) którzy nie sprzymierzyli się z Hitlerowcami, ale podjęli z nimi walkę:



Propagandowo, Serbii zapewne nigdy też nie pomagało to, że ujmowała się za nią Rosja. O tym jak manipulowano opinią publiczną Zachodu, możemy przekonać się choćby w linku poniżej, kiedy w Anglii wstrzymano wystawę zdjęć zbrodni chorwackich i bośniackich na Serbach. (UWAGA: drastyczne zdjęcia)

http://www.srpska-mreza.c.../lm53/LM53.html

I tu nasz spacer po murach się kończy...Hvala.

_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 23-03-2012, 15:50   

Domykamą naszą wizytę W Dubrovniku wizytą w kościele św. Ignacego. (Relacji foto w skrócie):




oraz w klasztorze Dominikanów (60 kun, ok. 36 zł):








Z tego, czego nie zdążylismy w Dubrovnika zobaczyć, najbardziej żałuję niezałapania się na oglądnięcie Kakary, repliki jednego z galeonów Republiki Raguzy w porcie Gruz. Maybe someday...
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 24-03-2012, 21:01   

Zwijamy się z Dubrovnika, aby pochodzić po ... kolejnych murach łączących miejscowości Ston i Mali Ston.

Koło 15:00 dojeżdżamy do Mali Ston, gdzie zostawiamy auto i wchodzimy na mury. Tak tu się parkuje:



Wstęp na mury kosztuje nas 80 kun (około 48 zł), choć w jednym z przewodników jest napisane, że wejście na mury jest darmowe, finansowane z biletów w Dubrovniku.

Taaaaak, tu mamy wejść:








Przewodniki piszą bzdury w stylu "najdłuższe mury w Europie", albo "drugie pod względem długości na świecie, po Wielkim Murze Chińskim".






Ustalmy: na pewno nie najdłuższe w Europie, bo takowym jest Mur Hadriana w Wielkiej Brytanii. Choć niewykluczone, że Mur Hadriana, pomimo, że całościowo dłuższy, nie ma aż tak długiej nieprzerwanej sekcji muru, jak mury w chorwackim Mali Ston. (Choć jest tu małe oszustwo, bo część murów tu odrestaurowano.)

A na świecie i tak są dłuższe mury oprócz Wielkiego Muru (np. Kumbhalgarh w Indiach). Tak czy siak, 5,5 kilometra murów między Ston i Mali Ston, to wciąż bardzo okazały przykład fortyfikacji.

Widoki w stronę Mali Ston są imponujące:







Jesteśmy wciąż na terenach Republiki Raguzy. Jak łatwo zauważyć z mapy, mury łączące Ston i Mali Ston, skutecznie blokowały Wenecjanom wstęp na Półwysep Peljesac, który w bardzo dawnych czasach był wyspą. Zabezpieczały też solanki, które eksploatowano tu już od czasów rzymskich.

(Jak zwykle można kliknąć na zdjęcie, jeśli jest nieczytelne.)







Mury Stonu projektowali ci sami architekcie, którzy zajmowali się fortyfikacjami Dubrownika. Tymczasem powoli wyłania się krajobraz po drugiej części wzgórza:







Widok, który mamy przed oczami - jeden z piękniejszych, jakie zdarzyło mi się zobaczyć w Chorwacji - to właśnie miasteczko Ston z "polami solankowymi".























Czym była sól w średniowieczu? Była tym, czym dzisiaj jest gaz i ropa. Żupy w Wieliczce i Bochni, i solanki w Stonie dawały swoim krajom aż jedną trzecią dochodu!



Upał dalej daje się we znaki. Powiedziałbym, że na tych murach jest gorzej niż w Dubrovniku, bo jest mniej miejsc zacienionych.



Z góry, po stronie od której wyruszyliśmy, widać na wodzie boje z rozpiętymi sznurami, na których hoduje się ostrygi europejskie.



Zwierzę to jest o tyle ciekawe, że w jednym sezonie tarłowym osobnik jest samicą, a w kolejnym samcem. Zapewne wielu ludzi też by tak chciało. Ale uwaga: nie mają genitaliów (nie ma róży bez kolców ). Aby doszło do zapłodnienia, samce wyrzucają do wody plemniki, a samice zbierają je do skorupy gdzie są jajeczka. Czyli mamy dzieci bez seksu. Bardziej pożądana przez homo sapiens opcja to jednak seks bez możliwości "zrobienia" dzieci.

Ostrygę hoduje się 3-6 lat (zależy ile planktonu jest w wodzie). Raz odłupana od sznura ostryga nigdy nie przymocuje się do niej ponownie. Ostrygą można też się otruć, jeśli będzie żyła w zanieczyszczonych wodach.

Uff, nareszcie na dole. Schodzimy do malowniczego Ston.













W Ston podchodzimy pod solanki, ale nie decydujemy się wejść. Solniak nad solankami - wszystko się zgadza.





Cena wstępu wydaje się nam zbyt wygórowana, a nie wygląda na to, że zobaczymy coś więcej niż przez płot. Podobno w lecie, kiedy zbiera się sól, można znaleźć tam zatrudnienie w zamian za bezpłatne noclegi i wyżywienie.



W Mali Ston jest magazyn z którego kiedyś sprzedawano sól w ciekawy sposób: dwóch urzędników sprzedawało równocześnie, każdy miał własne księgi rachunkowe i strażników - to miało zapobiec odsprzedawaniu soli "na lewo". Sądzicie, że w naszych urzędach by to coś dało? Ja myślę jednak, że "Polak potrafi"...



W Ston jest parę "pomniejszych" zabytków, na które nie mamy jednak czasu i sił:





Jeszcze kawa, lody i ruszamy z powrotem do Mali Ston, ale tym razem zacienioną doliną wzdłuż drogi łączącej te dwie osady.







Na koniec dnia zostawiliśmy sobie kulinarną atrakcję: obiad z owoców morza. Mali Ston to chorwacka stolica ostryg. Nie mógłbym sobie darować, nie spróbowawszy lokalnych "kamenice", jak chyba tutaj nazywają się ostrygi.

Generalnie starannie przygotowywałem się przed wyjazdem, aby nie cierpieć w Dalmacji, że nie mogę codziennie pozwolić sobie na owoce morze, za którymi przepadam. Przygotowanie to obejmowało kupowanie małży i przyrządzanie ich w winie, albo robieniu krewetek z tagiatellą na różne sposoby przez okres wiosny. To zahartowało mnie na tyle, że będąc już w Chorwacji mogłem się ograniczyć do jednego obiadu z owocami morza na tydzień. :-)

W porcie widać, że autentyczne życie, nie ustąpiło tu miejsca turystyce:







Ten pojazd budzi naszą dużą ciekawość: czy to katamaran, czy już chata z motorkiem:





Wybieramy knajpę z ładnym widokiem na zatokę: Villa Corona.



Wydaje się trochę siermiężna, jakby jedną nogą jeszcze w komunie, ale okazuje się, że ma na ścianie dyplom, jeszcze sprzed wojny, potwierdzający jakość swoich ostryg na targach w Londynie. Nie jest to zatem taka byle jaka knajpa...

Kelnerka podchodząc do nas wygląda na niezadowoloną, jakby sądziła, że zamówimy po prostu ostrygi w wersji minimum i się zwiniemy. W miarę poszerzania zamówienia staje się jednak coraz milsza.

Zaczynam faktycznie od ostryg. Z cennika wynika, że jedna wychodzi 6 zł:



Po ostrygach zabieram się do kolejnego dania. Tu możecie zgadnąć którego, bo mają menu na Internecie: http://www.vila-koruna.hr/meni_en.html



Jakby ktoś bardzo chciał, to zapewne można zamówić rybki z akwariów usytuowanych wzdłuż ściany.



To może ta rybka:



Za chuda? No to może ta:



Pyszny obiadek zamyka się w kwocie 500 kun (około 275 zł + 30 zł napiwku). Nie, to nie był tani dzień...

Na zakończenie dostajemy gratisowy woreczek z morską solą z solanek Mali Stonu.

Rzucamy pożegnalne spojrzenia na plantacje ostryg w Zatoce Mali Ston:







Można wracać do Slano, popływać, stoczyć kolejną walką z komarami i zastanowić, gdzie udać się kolejnego dnia.
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 28-03-2012, 18:31   

Dzień czternasty wyprawy, 8 sierpnia 2011 roku.

Państwo: Bośnia i Herzegovina. Miasto: Mostar. Dokładna lokalizacja: budynek pogotowia. Zaznajomiłem się już z planszą ilustrującą pierwszą pomoc i przechodzę do planszy z ludzkimi organami. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć jak mała kula z pistoletu potrafi wszystko przerwać w ułamku sekundy. Może to pycha, nieuzasadnione pragnienie bycia czymś więcej niż pyłem i prochem.

Moja Lepsza znalazła się za drzwiami ambulatorium pięć minut temu. Albo zresztą minęło pół godziny. Na korytarzu tylko ja i te plansze. No i nasze dzieci, po których ciężko stwierdzić, czy są przestaszone, czy też nic nie rozumieją, bo są jeszcze w wieku kiedy jest się nieśmiertelnym.

Znacie to uczucie gdy dochodzicie do zakrętu, ale nie chcecie zobaczyć co jest za rogiem? Jeszcze godzinę temu nie wiedziliście, że jest jakiś róg i wydawało się, że ulica jest prosta jak kolejny zwyczajny dzień.


***




1524 rok. Głos beduina wypłynął z meczetu, zakręcił się po domkach Pocitelja i odpłynął w dal, nasycając upalne bośniackie powietrze klimatem Orientu. Potem odbił od wzgórz po drugiej stronie Neretvy, powrócił i ucichł. Bajica Nenadić wszedł do środka islamskiej świątyni, by podziękować Allahowi za kolejny dzień.













Gdy wyszedł z meczetu, rozejrzał się i ruszył pod górę. Zerwał owoc granatu zza murka, i kierując się w kierunku górującego nad miastem zamku, rozglądnął ciekawie.







Po wąskich uliczkach Pocitelj kręcili się janczarzy, jakieś kobiety grzebała na przydomowym poletku, a inna znosiła sukno do kramu u podnóża miasteczka; grupka gorączkowo gestykulujących mężczyzn wychodziła z gospody.





Siedzę na kamieniu. Moja Lepsza powoli wlecze się z dziećmi za mną. Upał daje się we znaki. Pocitelj straszy ciszą, jest jak powalony zawałem starzec, niby jeszcze oddycha, ale trzeba zrobić wysiłek, by dostrzec ślady życia. Na dole ze trzy kramy, dziewczyna z lodami, wzdłuż głównej uliczki stoi kilka kobiet sprzedajacych tureckie antyki w nieatrakcyjnych cenach. To wszystko.

Po dłuższym spacerze krętymi zaułkami miasta, może przy dwóch domostwach udaje mi się dostrzec jakiś ruch. Nawet turystów nie ma z wyjątkiem trójki Francuzów. Cisza.








Dźwięk serbskiej mowy obudził w osiemnastoletnim Bajicu wspomnienia. Już osiem lat nie widział swoich braci, sióstr, matki i ojca. Dobrze pamietał ten poranek, gdy jego ojciec, skromny serbski pasterz z Bośni, wyszedł przed dom na dźwięk ujadającego psa.

- Ty jestes Dimitrij Nenadić? - zapytał go siedzący na koniu Turek.
Ojciec Bajica skinął główą.
- Z rokazu miłościciwie nam panującego Sułtana Sulejmana Wspaniałego, oraz z rekomendacji Beya Yeshilche Mehmeda przyszliśmy po twojego syna, Bajicę. Spotka go zaszczyt służenia Sułtanowi.
- Panie, to mój umiłowany syn. Weź sobie któregoś z pozstałych, ale tego mi zostaw! - padł na kolana Dimitrij.
- Przesadzasz starcze! Jak dobrze pójdzie to twój syn znajdzie utrzymanie w kawalerii lub piechocie, a jeśli będzie bystry to zrobi karierę w Pałacu lub Cerkwii. A co go czeka tutaj u ciebie? Owce tylko będzie strzygł. Bierzcie dzieciaka i jedziemy dalej! - rzucił do towarzyszących mu żołnierzy.







Wpatruję się w wijącą Neretvę. Wracam w myślach do początku dnia.



Wjeżdżamy do Bośni i Herzegowiny. Już na starcie, dzień ten ostrzega "Nie jedźcie!". Przed przejściem granicznym, okazuje się, że z jakiegoś powodu nie wpuszczają tu dziś do BiH.



Jakiś Polak wyskakuje z samochodu i mówi nam, że strajki jakoweś - tędy dziś do Mostaru nie dojedziemy. I już go nie ma. Nie zdażyłem się nawet zapytać gdzie jest inne przejście.

Decyduję się jechać za nim, choć nie mam pewności dokąd się kieruje. Jest około 11:00 - żar leje się z nieba. Auto-przewodnik przepada, potem znowu się pojawia, jak w jakimś hollywoodzkim pościgu. Jeśli zniknie, to nie będę nawet wiedział gdzie jestem. Po 20 minutach lądujemy jednak na innym przejściu granicznym. Rzucają okiem w paszport. Nikogo nie interesuje czy mam zielona kartę, która jest wymagana w BiH. Ruszamy dalej ku naszemu małemu przeznaczeniu. Kierując się instynktem, przez zapomniane przez boga wioski, wracamy na główną droge do Moastaru i niedługo potem zatrzymujemy się u podnóża góry, na której rozsiadł się Pocitelj.






Bajica spełniał wszystkie warunki jakie wymagano od tych, którzy mieli stać się niewolnikami sułtana: miał miedzy 10 a 20 lat, pochodził z chrześcijańskiej rodziny (konkretnie prawosławnej), nie mówił po turecku, nie nauczył się jeszcze żadnego rzemiosła, miał i oboje rodziców, nie był fizycznie w żaden sposób zniekształcony, a do tego polecił go lokalny bey(władca), jako mądrego i utalentowanego dzieciaka.

Co 4-7 lat przez chrześciajńskie ziemie pod władzą Osmańskiego Imperium odbywała się branka, na mocy prawa zwanego dewszirme (podatek krwi). Każda rodzina musiała oddać w służbę sułtanowi syna. Rodziny posiadające tylko jednego syna zwolnione były z tego obowiązku, ale Bajica miał braci i nic nie mogło go uratować.







Można się zastanawiać po co osmańskim władcom byli potrzebni słowiańscy chrześcijanie. Nie prościeł było brać muzułmańskich Turków? Otóż sułtani wykombinowali, że zagraniczni, ale fanatycznie oddani najemnicy, stworzą przeciwwagę do wojsk, które wystawiała turecka arystokracja.

Z czasem, to właśnie brańcy dewszirme, stali się klasą rządzącą w Imperium Osmańskim. Ponieważ byli bezwarunkowo oddani sułtanowi, ten wkrótce nie mógł bez nich skutecznie sprawować władzy. W momencie kiedy tak dużo zaczęło zależeć od cudzoziemskich najemników, sułtan musiał zaczać liczyć się z ich zdaniem i potrzebami. W ten sposób niewolnicy stali się panami.



Bajicy wróciły przed oczy lata, które spędził jako rekrut w Edirne, a potem w Stambule. Nauka tureckiego przychodziła mu łatwo. Spryt i łatwość w zdobywania zaufania, pomagały mu ustawić się tak, aby "fala" w wojskowych barakach nie dosięgnęła go, a wrodzona ciekawość sprawiła, że nauka w szkole wydawała mu się ciekawa, i uczyl się chętnie, co nie uszło uwadze zwierzchników.

Z przyjemnością wspominał chwile spędzone we wspaniałym Pałacu Topkapi w Stambule, gdzie przez niemal 400 lat mieli mieć siedzibę władcy Imperium Osmańskiego. Przebywając w pobliżu samego sułtana i jego splendoru, ten syn serbskiego pasterza, śnił po nocach swoje sny o potędze. Dlatego łatwo przyszło mu myśleć o sobie nie jako o Bajicy, tylko jako o Mehmedzie, bo takie imię otrzymał zaraz po tym jak Turcy zabrali go z rodzinnej wsi. Dokładnie, to nazywał się teraz Sokollu Mehmed - Sokollu, czyli pochodzący z miejscowości Sokol.



Moja Lepsza wydaje mi się nie za bardzo jarzyć gdzie jesteśmy. Mam nadzieję, że to przejdzie. Każę jej pić dużo wody i trzymać się cienia. Robimy częste odpoczynki. Po drodzę na stacji benzynowej, obok cen benzyny, wyświetlali aktualną temperaturę: 36 stopni. W cieniu.



Po 8 latach tureckiej indoktrynacji, Sokollu Mehmed był już muzułmaninem i służył w elitarnej piechocie, janczarach - których głównym zadaniem była ochrona sułtana w czasie walki. Wytrzymały i sprawny, bez trudu przeszedł wyczerpujące fizycznie militarne szkolenia. U boku miał sztylet (kindżał) i charakterystyczny osmański miecz (jatagan), symbol janczarów, w namiocie czakał zaś na niego muszkiet.

(jancarz - z wikipedii)


Janczarzy byli płatną zawodową armią. Byli elitarną jednostką piechoty, słynącą z dyscypliny i waleczności. Odgrywającą kluczową rolę w ottomańskich podbojach, mimo, że stanowili tylko około 10% całej armii.





Wspiąwszy się na zamek Mehmed rozejrzał się po okolicy. W dole, wzdłuż meandrującej Neretvy, rozbity był obóz Sułtana Sulejmana Wspaniałego, który wybrał się na inspekcję zachodnich rubieży Imperium. Zadaniem Mehmeda było sprawdzić stan bezpieczenstwa na zamku przed popołudniową wizytą sułtana.

(sułatan w otoczeniu jancarzy - z wikipedii)




Pocitelj znalazły się w granicach Imperium Osmańskiego dopiero niedawno, bo w 1471 roku odebrano go Węgrom, wkolejnych latach miejscowi Serbowie i Chorwaci przeszli na islam, a w mieście pobudowano minarety, imaret (kuchnię dla biedaków), mekteb (islamską szkołę podstawową), medresa (islamskie liceum), hamam (łaźnię turecką), han (gospodę) and the sahat-kula (wieżę zegarową).

(sanjak (województwo tureckie) bośniacki- z wikipedii)




W rękach Imperium Osmańskiego Pocitelj pozostał aż do 1878. Upadek imperium przyniósł upadek miasta.

Ponad wiek poźniej, w 1993 roku Chorwaci poważnie zbombardowali cenne zabytki podczas konfliktu bałkańskiego, a większość mieszkańców przesiedlono. To pustka po nich straszy tych, którzy u zaglądną w ramach wypadu z Chorwacji.

Pocitelj, które jest pięknym przykładem ottomańskiej architektury i urbanistyki na Bałkanach, zapewne już byłby na liście UNESCO, zamiast tego figuruje na liście 100 najważniejszych, zagrożonych miast światowego dziedzictwa, które ma szansę opuścić dzieki prowadzonej odbudowie. Tylko jak sprowadzić z powrotem wypędzonych mieszkanców?





Jeśli Sokollu Mehmed faktycznie odwiedził w 1524 roku Pocitelj (co nie jest wykluczone - ale bardziej należy to traktować jako licentia poetica), to z ważniejszych budynków na pewno był tu już zamek i meczet. Wieża zagarowa powstała w XVII wieku, a medresa ufundowana została dopiero w XVIII wieku



Dwa lata później, w 1526 roku, Sokollu Mehmed wykazał się dużym męstwem w bitwie pod Mohaczem, gdzie Imperium Osmańskie pokonało Węgrów, a w 1529 wyróżnił się podczas oblężenia Wiednia. Jego kariera rozwijała się. W ciągu kolejnych lat był miedzy innymi dowódcą gwardii, dowódcą floty, namiestnikiem Rumellii, czyli europejskiej części Imperium. To wtedy podobno, podczas objazdu swojej prowincji, miał się ponownie zobaczyć ze swoja matką, po ponad 30 latach niewidzenia.

Wreszcie, w wieku 50 lat został wielkim wezyrem, czyli coś jakby premierem i dowódcą wojska w Imperium Osmańskim. Na 6 lat przed śmiercią, bogactwo tego syna serbskiego pasterza, osiągnęło wartość 18 milionów dukatów.



Co do sułtana, przy boku którego rozpoczynał karierę, to Sulejmana Wspaniały (panował 1520-1566), z racji swoich podbojów i reform, przeszedł on do historii jako jeden z najwybitniejszych sułtanów, tak jak Sokollu Mehmed Pasza uważany jest za jednego z najwybitniejszych wielkich wezyrów.

(rozwój Imperium Osomańskiego - na różowo podboje Sulejmana Wspaniałego - z wikipedii)







_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
ArturSosin 
Nadszybie



Pomógł: 20 razy
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 4295
Wysłany: 28-03-2012, 20:33   

solniak napisał/a:
Nikogo nie interesuje czy mam zielona kartę, która jest wymagana w BiH
Ciekawe bo ponoc to skrupulatnie sprawdzaja. Mnie w ostatnie wakacje sprawdzili, nie mialem. Musialem kupic na miejscu, juz dobrze nie pamietam ale chyba 40E.
 
     
pablo 
Mina



Osiedle: Lekarka
Pomógł: 2 razy
Wiek: 50
Dołączył: 02 Sie 2007
Posty: 2646
Skąd: Wieliczka
Wysłany: 28-03-2012, 22:03   

Ja wybieram się do Czarnogóry. Ma ktoś doświadczenia jak lepiej jechać - przez Serbię czy Austrię?
 
     
Tsubasa 



Osiedle: Lekarka
Pomógł: 13 razy
Wiek: 44
Dołączył: 01 Mar 2007
Posty: 3871
Skąd: Wieliczka
Wysłany: 28-03-2012, 22:41   

jak ja patrzyłem to lepiej przez Serbię - tyle że nie znaleźliśmy fajnego lokum i ładnej plaży więc odpuściliśmy Czarnogórę.. jeszcze w grę wchodziła Albania i miasto Durres ale tam turystyka w zasadzie raczkuje.. w tym roku samolot
_________________
Czy to prawda, że w Polsce już widać na horyzoncie dobrobyt?
Prawda - horyzont według definicji to wyimaginowana linia, która oddala się w miarę zbliżania
--------------------------------------------------------
www.nano-reef.pl - bo małe jest piękne
 
 
     
solniak 
Gallus gallus



Pomogła: 2 razy
Wiek: 24
Dołączyła: 18 Lip 2007
Posty: 3238
Skąd: z internetu
Wysłany: 29-03-2012, 06:20   

pablo napisał/a:
Ma ktoś doświadczenia jak lepiej jechać - przez Serbię czy Austrię?


A jakie kryterium jest dla Ciebie ważne? Jadąc przez Austrię można potem wzdłuż Adriatyku Jadranką, co jest przeżyciem samym w sobie.

Słyszałem, że plaże w Czarnogórze, sa o wiele bardziej zaprane niż w Chorwacji - w sumie mają o wiele mniejszy kawalątek wybrzeża.
_________________
Tadeusz Kościuszko:"Kościół powinien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród powinien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec kościoła. "
 
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template modified by Mich@ł
Strona wygenerowana w 0,39 sekundy. Zapytań do SQL: 16